Czuję się wyjątkowo zmęczona tym tygodniem.
W poniedziałkowy wieczór odbieram ze stacji PKP J. i W.
Zatrzymują się na nocleg, opowiadają o swoim wyjeździe.
Interesują ich tylko złote klatki, drogie wyjazdy all inclusive.
J. i W. uparcie, wciąż, jeżdżą w te same, znane już miejsca.
Wrócili z kolejnego wyjazdu na Wyspy Kanaryjskie.
W środę po południu, na kilka godzin, przyjechała B.
Udało jej się wyrwać z domu, spokojnie posiedzieć i porozmawiać.
B. ma mocno schorowanego syna, który wysysa energię z całej ich rodziny.
Sytuacja jest zapętlona a oni nie przyjmują do wiadomości, że będzie gorzej a nie lepiej.
W czwartek wpada T. skonfigurować laptop.
Schodzi się długo, T. kończy wszystko dopiero po 23.00.
Problemy ze zdrowiem M. - są niekończące.
To przygnębiające, że jest z nią coraz gorzej.
Nieróbstwo pewnej D. przechodzi wszelkie granice.
Zastanawiam się jak D. potrafi aż tak niczym się nie przejmować.
Powolutku wygrzebuję się z przeziębienia.
Zatoki, w końcu, przestają męczyć [a przynajmniej - póki co].
Ostatnio czytam sporo książek - reportaży.
Beletrystyka coraz bardziej mnie męczy, irytuje.