niedziela, 24 kwietnia 2016

Wymiana książek.

Wczoraj po południu wybrałam się na wymianę książek.
Sporo ludzie "szperających" i "polujących" jak ja.
I każdy trzyma w dłoniach po kilka tłuściutkich książek.
Jakiś pan przyniósł ze sobą dużą, wypełnioną po brzegi skrzynkę książek.
Patrząc na ten tłumek trudno mi było uwierzyć, że Polacy nie czytają wcale lub minimalnie.
Bo przecież ktoś przychodzi na takie wymiany i nie są to pojedyncze, czasem przemykające osoby.
A może przychodzą tylko ci, którym chce się przyjść bo są tym rzeczywiście zainteresowani?

Obejrzałam "Sierpień w hrabstwie Osage" - film o trudnych, rodzinnych relacjach.
Zjeżdża się rodzina, wspólny obiad po pogrzebie i zaczynają "wybuchać" kolejne bomby.
Na początku myślałam: "To kolejny film o pokręconej rodzinie w stylu sarkastycznej komedii".
A później uznałam, że wcale nie jest tak lekko i zabawnie jak na pozór mogłoby się wydawać.

wtorek, 19 kwietnia 2016

Nie na 100%.

Poranek z przygnębiającym, sinoszarym niebem.
Jeden z tych poranków, kiedy nie można pozbyć się myśli: "Gdzie by tu się schować?".
Gdzie by się schować, przeczekać do jutra, zniknąć, nie musieć być na 100%.

Parę dni temu ściągnęłam ze strychu rower.
Do tej pory wykręciłam się sama przed sobą.
Nieciekawą pogodą, przeziębieniem, brakiem czasu, zmęczeniem.
Ale postanowiłam zdecydowanie zacząć wreszcie sezon rowerowy.

Do czytania: "Listy do domu" Sylvii Plath.

piątek, 15 kwietnia 2016

Przemykanie i przytruwanie.

Dni przemykają.
Dni chyłkiem galopują a ja nie nadążam.
Zanim się obejrzę poniedziałek zmienia się we wtorek.
Wtorek staje się środą, czwartkiem, piątkiem.

Dopadł mnie wisielczy nastrój.
Trzymam się wersji: "a co mi tam".
Ile można się przejmować na zapas?
Może już wystarczy?
Może wystarczy.

Zadziwiają mnie B., J. czy E.
Palą - namiętnie, dużo i tak często jak to tylko możliwe.
Palenie integruje - nie ma to jak ploteczki przy papierosku.
Ale to jeszcze nie jest przekonujący powód żeby zacząć palić.
Szybciej otrują mnie dymem papierosowym niż zachęcą do palenia.

środa, 6 kwietnia 2016

Zbieranie.

Zbieram drobnostki.

Poranki straciły swój urok.
Stały się zbyt pospieszne.
Zbyt szybkie żeby przysiąść.
Nawet herbatę wypijam zbyt szybko.

Niespodziewanie dzwoni B., wpadnie.
B. ma skłonność do robienia niespodzianek.
A ja nie lubię niespodzianek, zwłaszcza ostatnio.

Rano idę ulicą.
Wydaje się tak spokojnie.
Trochę mknących przechodniów.
Inni niespiesznie spacerują z psami.
Rowerzyści - coraz więcej i więcej.
Zmieniają się światła na przejściu.
Jeszcze poranny, przenikliwy chłód.
Będzie cieplej ale trochę później.
Niebo jest nieco przychmurzone.
I powiewa wiatr, zaskakująco mocny.
Na tyle, że nie mogę zapanować nad włosami.

Wracam do domu autobusem.
Już się robi popołudniowy korek.
Przez szybę przebija się niewyraźne słońce.
Dobiegają mnie fragmenty rozmów pasażerów.
Siedzę nad "Norwegian Wood" Murakamiego.

Zakwitają wczesne forsycje.
Wszyscy zachwycają się krokusami.
Chyba zapomnieli o forsycjach.

sobota, 2 kwietnia 2016

Kwietniowo.

Ciepło, coraz cieplej.
W ogródkach działkowych - szał.
Mnóstwo ludzi grabi, przycina, kopie i sadzi.

Mój kocur nie potrafi odnaleźć się w tych nowych realiach pogodowych.
Nie wie czy schować się gdzieś w domu czy zanurkować w krzewy na ogrodzie.

Wczoraj po południu w autobusie czułam się jakbym miała się ugotować,
W autobusie działa ogrzewanie, nie da się otworzyć okna.
Zrobiło się ciepło, w autobusie - tłum ludzi i duchota.
Niektórzy ludzie wyglądali na zwiędłych, przyduszonych.

Marzec okazał się męczący i paskudny.
Nawet cieszę się, że zaczął się kwiecień.
Do tej pory raczej nie przepadałam za kwietniem.
I to mimo, że robiło się coraz bardziej zielono i ciepło.
Jednak, ten miesiąc wydawał mi się nijaki, przejściowy.
Zwykle kwiecień umykał mi między marcem a majem.