poniedziałek, 30 maja 2016

Przynajmniej nie zmokłam.

Po południu słońce przypieka, robi się duszno.
W oddali widzę granatowe, burzowe chmurzyska.
Myślę, że może powinnam przyspieszyć kroku.
Żeby zdążyć na autobus i przed deszczem.

Wsiadam w ten sam autobus co zwykle.
W środku dostrzegam kilka znajomych twarzy.
Tak jak ja, regularnie jeżdżą tym autobusem.

Autobus wjeżdża w te granatowe, burzowe chmurzyska.
W szyby tłuką wielkie krople deszczu, w oddali mruczy burza.
Inni pasażerowi pospiesznie zaczynają zamykać pouchylane okna.
W którymś momencie odkładam czytaną książkę na kolana.
Zapatrzyłam się na krople spływające po szybie autobusu.
Gdy dojeżdżam na miejsce po deszczu nie ma śladu.
Jest chłodniej a przez chmury znów przebija słońce.
A ja, przynajmniej nie zmokłam.

poniedziałek, 23 maja 2016

Drobnostki.

Nie ma to jak zapalenie ucha w maju [i mocny antybiotyk w pakiecie].
Ale już po zapaleniu więc wyciągam z powrotem rower po tygodniu przerwy.

Opijam się herbatką yerba mate, nadrabiam zaległości w czytaniu.
Do czytania: Anna Herbich - „Dziewczyny z Syberii. Prawdziwe historie”.

Wciąż zadziwiają mnie M. i E.
Jak to możliwe, że one się dogadują?
M. to taka radosna, energetyczna Smerfetka.
E. wiecznie chodzi gburkowata z nabzdyczoną miną.
Przeciwieństwa w przyjaźni mogą się przyciągać?
Inaczej nie umiem sobie tego wytłumaczyć.

wtorek, 17 maja 2016

Zapach.

Ostatnio dni pachną deszczem.
Tym deszczem, który zaraz zacznie padać.
Mają sinogranatowy kolor kłębiastych chmur.

A gdy zaczynają padać pierwsze kropelki mżawko - deszczu powinnam przyspieszyć kroku.
Nie chce mi się wyciągać parasolki więc powinnam wyciągać nogi żeby szybciej dojść na miejsce.
Oczywiście, że powinnam ale mam już na tyle blisko, że chyba nie chce mi się tak pędzić.
Więc, nie pędzę, nie wyciągam parasolki, przemykam nie przejmując się prawie mżawką.

sobota, 7 maja 2016

Zachwyciki i zadziwienia.

Niebo jest tak niebieskie, że aż razi w oczy.

Ciepły wiatr przyjemnie owiewa gdy jadę rowerem.
Wiatr rozwiewa kłaczki z topoli rosnących u sąsiadów.

Rozkwitają bzy.
Podobają mi się białe bzy.

Tulipany w ogródkach pęcznieją.
Zadziwiają kolorami i kształtami.

Kocur wygrzewa się w słońcu.
Jak długi wyciągnął się na tarasie.

Czytam „Ucztę Babette” Karen Blixen.
Do książki przymierzałam się parę lat temu.
Czytam ponownie i dopiero teraz się zachwycam.

Odkryłam niedawno kawę o smaku czekoladowym.
Próbuję, smakuję, szukam nowych smaków i połączeń.

Targ, dziś rano.
Jedna z pań sprzedaje jajka.
Ma słomkowy kapelusz na głowie.
Wielkie korale z jakichś kamieni na szyi.
Wygląda nieco cudacznie ale rozbrajająco uroczo.

Z nieustannych zadziwień.
Ktoś pisze „pszedszkole”, „lawęda”.
Błędy – rażą, kują mnie w oczy.
Jak można ich nie zauważyć?
Jak ktoś robi błędy tak oczywiste?
Lawenda to nie rzeżucha, grzegrzółka.

środa, 4 maja 2016

Po-majówkowo.

Majówka.
I wreszcie "po" majówce.
Majówka wydaje mi się przereklamowana.
Majówka równa się sztucznie nakręcany przymus grillowania.
[Najpierw grilluj a potem bierz leki na wątrobę i cholesterol].
Nie grilluję bo nie lubię - i też jestem z tym szczęśliwa.
Zamiast grillować wyciągam rower i jadę.
Im dalej tym lepiej.