czwartek, 30 listopada 2017

Po kolei.

Poniedziałek - dość paskudne przedpołudnie.
Po południu na dokładkę wizyta u dentystki.
Wyrywanie ósemki, nic przyjemnego.

Wtorek - rozleniwiony.
Dzień drobnostek, małe przyjemności.
Aż trudno mi uwierzyć, że jest tak spokojnie.

Środa - znów zbyt pospieszna.
W kółko ktoś tylko coś chce i chce.

Dzisiaj - zaczął mocno padać śnieg.
Idę powoli od przystanku do domu.
Tylko wirujące białe płatki wokół mnie. 

środa, 22 listopada 2017

Przesyłka sprzed 19 lat.

Po południu byłam na poczcie, odbierałam paczkę z książkami.
Już w domu rozpakowuję przesyłkę, przeglądam po kolei książki.
Z jednej strony wysunęła się widokówka, ktoś pewnie zapomniał ją wyjąć.
Nadawczyni widokówki, niejaka Małgosia, była na wycieczce w Dolinie Loary.
Tamtego lata we Francji było bardzo gorąco, dużo zwiedzania a widoki i zamki piękne.
I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby mojego wzroku nie przykuła data stempla pocztowego.
Kartka została wysłana z Francji w sierpniu 1998 roku - ktoś zachował ją przez 19 lat a potem przypadkiem przyfrunęła do mnie.

wtorek, 21 listopada 2017

Zamarzam i ja.

Wczoraj rano poprószył śnieg.
Czy jak zwykle zaskoczył kierowców?
I czy ktoś cieszył z niego się oprócz dzieci?

A dziś rano zaczął wkradać się przymrozek.
Jeszcze nieznacznie, drobnymi kroczkami.
Zaczął od mroźnego, ostrego powietrza.
Przymroził kałuże, trawniki, liście, gałązki.
Zaczyna się skrobanie szyb w samochodach.

Wszystko powoli zaczyna zamarzać.
Zamarzam i ja.
Oby do wiosny?

wtorek, 14 listopada 2017

Zanurzanie się.

Idąc ulicą, jadąc rowerem zaglądam w okna mijanych domów, mieszkań w bloku.
Zerkam na te skrawki czyjegoś życia, to tylko kilka sekund zanurzenia w czyjś świat.
Zerkam i przechodzę, jadę dalej, to jedno z wielu mijanych rzadziej lub częściej okien.
Ja widziałam kogoś - w środku, ten ten ktoś nie widział mnie - przemykającej na zewnątrz.
Zastanawiam się kim jest większość tych ludzi, czy chciałabym ich poznać, zostać na dłużej.

czwartek, 9 listopada 2017

Zmęczenie frustracjami.

Ostatnio bywam coraz bardziej zmęczona innymi ludźmi.
A przynajmniej - niektórymi ludźmi, którzy mnie otaczają.
Mam z nimi do czynienia codziennie przez te kilka godzin.
Czy tego chcę czy nie w jakiś sposób muszę znosić ich humory.
A może raczej nie - humory, słowne przepychanki, dziwne układy.
I coraz częściej, coraz bardziej myślę: "Mam tego naprawdę dość".
Jestem zmęczona sfrustrowanymi ludźmi, gęstą atmosferą jaką tworzą.

czwartek, 2 listopada 2017

Różności.

Wieje.
Zimno.
Mokro.
I tak ostatnio ciągle.
Wciąż słyszę narzekania na nie - pogodę.
Nie będzie lepiej - a przynajmniej na razie.
Trzeba przyjąć to do wiadomości i przeczekać.

 Przedwczoraj przypadkiem się przewróciłam.
Aby uniknąć całkowitego potłuczenia - podparłam się ręką.
Efekt - obita, spuchnięta dłoń z siniakami i lęk, że połamałam kostki.
Na lęku się skończyło choć siniaki i opuchlizna nieprędko znikną.

Wczoraj - popołudniowe rodzinne spotkanie.
Jeden mówi przed drugiego, harmider i nikt się nie słucha.
Chciałam uciec gdziekolwiek od tego bezsensownego zgiełku.
Spotkania rodzinne gdzie każdy daje komuś coś powiedzieć? - iluzja.

Pewna A. kilka dni temu zaczęła mi się zwierzać.
Wysłuchałam, poradziłam a do zwierzeń nie zmuszałam.
Potem pomyślałam, że to dobrze, że są jeszcze tacy ludzie jak A.
Tacy, którzy bez nadymania się okazują zaufanie i chcą o czymś mówić.
Owa A., wśród otaczających mnie ludzi, jest przyjazną, spokojną osobą.
Tak jakby była jeszcze jedną z tych niewielu  osób, które nikogo nie udają.
W duchu obiecałam sobie poświęcać więcej uwagi, zainteresowania owej A.