poniedziałek, 25 maja 2020

Maki, rumianki i chabry.

W weekend spotkanie rodzinne.
Każda osoba pojedynczo jest miła, można porozmawiać.
Razem, w grupie, ten hałaśliwy tłum jest nie do zniesienia.

Ostatnio mam nieco więcej czasu i staram się "wyciskać" z tego czasu jak najwięcej.
"Wyciskam" na to co ważniejsze, sensowne - zmiany we mnie są powolne, drobne ale są.
To, co mało istotne już dawno, niemal niezauważalnie, małymi kroczkami odłożyłam na bok.
Dopiero teraz, już bardziej wyraźnie widzę to czym przestałam się zajmować, przejmować.
I sama się sobie dziwię - po ja się tak denerwowałam, tymi, w gruncie rzeczy, banałami?

Zakwitają polne maki, rumianki i chabry.
A do wazonu wstawiłam konwalie.

piątek, 22 maja 2020

Zachwyty i nieznośność.

Z małych zachwytów:
-obejrzałam filmy dokumentalne: "Kraina miodu","Stroiciel Himalajów",
-jest jeszcze za wcześnie by zakwitł jaśmin ale wynalazłam herbatę jaśminową.

Ale, żeby nie było zbyt cudownie, kilka osób jest całkiem męczących, nieznośnych.
Zawsze te same osoby, zawsze wywołują wokół siebie zbyt wielkie zamieszanie.

sobota, 16 maja 2020

Czy pech chadza stadami?

Czy pech chadza stadami?
Ten tydzień był trudny, wyczerpujący.
Pech pojedynczy to zdecydowanie za mało.
To było stado złych zbiegów okoliczności.

niedziela, 10 maja 2020

Wymagania od maja.

Idealnie błękitne niebo.
Słońce grzeje w twarz.
Lekki, ciepły wiatr.

Wybieram się na długą trasę rowerową.
Jest coraz bardziej zielono, wiosennie.
Bzy kwitną i pachną oszałamiająco.

W ogrodzie rozsiadam się z książką.

Czego chcieć więcej od maja?

sobota, 2 maja 2020

Chodząca frustracja.

Maj zaczął się pochmurnie, z popołudniowo - wieczornym deszczem.
A dziś rano można zgubić się w gęstej, sinej mgle.

Pewna K. wciąż mnie zadziwia, jest kimś trudnym do rozgryzienia.
K. sprawia wrażenia najbardziej zajętej, zapracowanej osoby na świecie.
Nikt tak bardzo nie przejmuje się pracą jak ona, nikt nie pracuje tak dużo.
I tylko ona jedna na świecie ma problemy w pracy i osobiste, zawsze ma "pod górkę".
Też się czymś przejmuję, nie zawsze się uśmiecham, bywam zaganiana - tak samo jak K.
Ale patrząc na nią można pomyśleć, że praca, problemy milionów ludzi to bagatela przy K.
Patrząc na nią zaczynam żałować, że jednak się uśmiechnęłam, że może za mało czymś się martwię.
Bo K. jest sfrustrowana, niewiele mówi, jeszcze mniej się uśmiecha i chodzi usztywniona jakby połknęła kij.
I też nie lubię ludzi, którzy są wiecznie rozbawieni cokolwiek by się nie działo bo nie da się być wiecznie wesołym.
Mimo wszystko, staram się szukać czegoś optymistycznego choć może powinnam dawno dać sobie z tym spokój.
I choć w gruncie rzeczy mamy z K. sporo punktów stycznych to trudno nam się spotkać i porozumieć, trochę szkoda.