czwartek, 29 grudnia 2016

M jak Mistrz i Małgorzata.

W poniedziałek na TVP KULTURA wypatrzyłam "Mistrza i Małgorzatę".
Emitowano nagrany spektakl z lublińskiego teatru w reżyserii Artura Tyszkiewicza.
Spektakl jest jak krzywe zwierciadło, zaskakuje mimo skrótów czy rezygnacji z części wątków.
Ci, którzy czytali książkę na pewno się nie pogubią a ci, co nie czytali - być może do niej zajrzą.

We wtorek - spokojniej [nareszcie!].

W środę - trochę porządków.

A dziś - znów czwartek.
Dziś całkiem zabiegany, nerwowy czwartek.

Aby do piątku?
Aby ... skończył się ten rok?

czwartek, 22 grudnia 2016

Mniej.

Zanim się zorientowałam - jest już czwartek.
Układam sobie po kolei jak minęły mi poniedziałek, wtorek i środa.

Mam wrażenie, że większość ludzi żyje już tylko jednym tematem - Boże Narodzenie.
Święta są odmieniane przez wszystkie przypadki a ja mam dość słuchania o:
-prezentach [w sklepie ludzie zdążą się pokłócić, są wściekli na kolejki i innych ludzi],
-gotowaniu [ile to kobiet "uszarpie" się w kuchni tak, że odechce im się tego świętowania],
-poradach i pytaniach ["Jak ubrać choinkę?", "Jak uniknąć przejedzenia w święta?"].

Wydaje mi się, że święta [zwłaszcza Bożego Narodzenia] wyzwalają jakiś przymus.
Wszystko musi być "naj" - coraz bardziej oszałamiające ozdoby, choinka, upominki.
I trzeba być uśmiechniętym, radosnym, rodzinnym i ani odrobinę nie zmęczonym.
Obserwując niektóre osoby z otoczenia mam wrażenie jakby stracili umiar.
Łapię się na tym, że nie potrzebuję, nie chcę tak dużo - rzeczy ani wrażeń.
Wydaje mi się, że część ludzi reaguje konsternacją na to, że ktoś "chce mniej".
Są święta - jak można chcieć mniej skoro ma być pięknie i bogato jak w telewizyjnej reklamie?
Jak można być zmęczonym innymi ludźmi, nie mieć chęci na spotkania z rodziną w święta?
Chyba można.

Zbliżają się święta.
Mam ochotę wyjechać bardzo daleko żeby uniknąć tego zgiełku.
Może najodleglejszy przylądek Ameryki Południowej byłby odpowiedni?

niedziela, 18 grudnia 2016

Z nadrabiania zaległości.

Trochę mroźnie, raczej szaro.
Mróz wkradł się na dachy, gałęzie drzew.
A dziś rano zaczął popadywać śnieg.

Z nadrabiania filmowych zaległości: "Barany. Islandzka opowieść".
Długo zbierałam się do obejrzałam tego filmu i nie czuję się zawiedziona.
Film oszczędny, prosty, bez niepotrzebnego przegadania.
I może na tym polega jego urok.

Do zaczytywania się: "Królowa" Elżbiety Cherezińskiej i "Chcieć mniej. Minimalizm w praktyce" Katarzyny Kędzierskiej.

piątek, 9 grudnia 2016

A jak alfabet.

Dni przemykają szybko, jakby niezauważalnie
A dziś - już całkiem pokrętnie i męcząco.

Szukałam sposobu na oderwanie myśli.
Czegoś lekkiego i zabawnego.
Co lubię w alfabecie?
A. Autobusy.
B. Bułhakowa.
C. Cynamon, czerwiec i "Chirurgów".
D. Dido - "Nobody know's".
E. Echo.
F. Fotografowanie, frezje i filmy W. Allena.
G. Gwiazdy.
H. Hrabi - kabaret.
I. Imbir.
J.  Jaśmin.
K. Koty i kawę z kardamonem.
L. Lawendę i lody miętowe.
Ł. Łosie.
M. Małe podróże i mgliste poranki.
N. Notatki w ulubionym kalendarzu.
O. Owocowe i zielone herbatki.
P. "Przystanek Alaska" i podróżnicze książki.
R. Rower.
S. Spacery.
T. Turkus.
U. Ubaw ze stwierdzeń K.
W.Wrzosy w lesie.
Y. Yerba mate.
Z. Zwiedzanie bocznych uliczek.

czwartek, 1 grudnia 2016

... z medycznego punktu widzenia ...

"Shelly: To zastanawiające, gdy o tym pomyśleć.
Ed: O czym?
Shelly: O kanibalizmie. Gdyby napadało śniegu, a miałbyś do zjedzenia tylko pastę do zębów, kogo byś wybrał?
Ed: Do zjedzenia?
Fleischman: Pytałaś kogo by zjadł?
Shelly: Tak. Gdyby musiał.
Ed: Kto byłby smaczny?
Fleischman: Ciekawe pytanie... z medycznego punktu widzenia.
Rozglądają się po sali
Shelly: Nie wielkiego Ala. Jest tłusty i włochaty.
Ed: I te tatuaże. Smakowałby tuszem.
Shelly: Kroiłbyś go i widział napisy.
Fleischman: Duża zawartość tłuszczu... Wiecie co mnie by przeszkadzało? To, że facet pali. W grę wchodzi miażdżyca i zniszczenie organów z braku tlenu. Odżywcze narządy takie jak wątroba, nerki, trzustka byłyby do niczego.
Shelly: Tammy kazała mi kiedyś zjeść wątróbkę.
Fleischman: Unikałbym też cukrzyków i tych z chorobami zakaźnymi.
Ed: Nawet po dobrym wysmażeniu?
Dr Fleischman: Po co ryzykować?
Shelly: Więc kto?- Rozglądają się po sali- Maurice?
Fleischman: Dobrze się odżywia, regularnie ćwiczy... ale ze względów osobistych darowałbym sobie. Lepszy byłby ktoś młodszy.
Ed z cwaniackim uśmieszkiem patrzy na Shelly: Shelly?
Fleischman: Shelly. To byłby dobry wybór. Ty też Ed... Chociaż jadasz dużo smażonego.
Shelly: Pan pewnie byłby smaczny. Nie jada pan guakamole i kanapek z mięsem i cebulą.
Ed z uśmiechem: Taaak. Pana zjadłbym pierwszego.
Shelly; Ja też.
Fleischman z zadowoleniem: Dziękuję. Jestem zaszczycony."
["Przystanek Alaska"]

Wiem.
To długi cytat.
Ale ma swój specyficzny urok.
Coś, co zawsze poprawia humor.

A humoru ostatnio mi brak.

"Przystanek Alaska" dobry na wszystko?

sobota, 26 listopada 2016

Może się schować.

Ostatnie dni były mgliste.
Mgła gęsta, ciężka, mokra.
Miałam ochotę schować się w tej mgle.

Ostatnie dni - z niekończącym się bólem zatok.
Czułam się źle a czasem nie czułam się już wcale.

Dziś przed południem niespodziewanie spotkanie z S.
Na ulicy, przelotnie, kilkanaście minut rozmowy.
S. jest uszczęśliwiona na widok znajomej twarzy.

poniedziałek, 21 listopada 2016

Upragniona stabilizacja.

"Kiedy tak patrzę na otaczającą rzeczywistość to myślę że wczoraj było beznadziejnie dzisiaj jest beznadziejnie i jutro też na pewno będzie beznadziejnie. Czyżby wreszcie długo oczekiwana stabilizacja?"

Dziś - mały, prywatny dzień pesymizmu.
Dzień, kiedy szklanka jest do połowy pusta.
Jest beznadziejnie - czy może być jeszcze gorzej?
Albo choć trochę lepiej, inaczej lub jakkolwiek?

Żeby postawić kropkę nad i: dopadło mnie przeziębienie.

niedziela, 13 listopada 2016

Inne zachwyty.

W środę zaczął padać pierwszy śnieg tej jesieni.
Potem śnieg padał dalej w kolejny i kolejny dzień.
A ja patrząc na śnieg przez okno byłam przerażona.
Wcale a wcale nie zachwycam się śniegiem.

Z innych, małych zachwytów:
Obejrzałam 4 - odcinkowy serial "Olive Kitteridge".
Serial zwyczajny, prosty, bez  udziwnień i zadęcia.
Mimo to - jest przerażająco prawdziwy i szczery.
Bez przegadania a jednak nie da się zapomnieć o Olive.
Szkoda, że ten serial jest tak słabo reklamowany (jest za mało "medialny"?).
Mam wrażenie, że im bardziej reklamowany serial tym większym gniotem się okazuje.

wtorek, 8 listopada 2016

Może?

Zastanawiam się jak to możliwe, że jest już listopad.
Dni przemykają zbyt szybko a wszyscy ciągle czegoś chcą.
Najlepiej - gdybym była w trzech miejscach jednocześnie.
Chwilami żałuję się, że doba nie ma 48 godzin.
Wciąż się spieszę i próbuję za sobą nadążyć.

Może powinnam coś odpuścić?
Nie łapać się za wszystko?
Nie chcieć wszystkiego?
Czy powinnam odpuszczać?
Bo wcale nie chcę odpuszczać.

piątek, 21 października 2016

Nie spodziewam się zbyt wiele.

Ciągle słyszę narzekania, że jest:
-za brzydko,
-za mokro,
-za zimno
-i w ogóle jest okropnie.
A ja tylko myślę, że przecież jest październik.
Nie spodziewam się po październiku zbyt wiele.
Nie tego, że będzie mniej brzydko, mokro i zimno.
Nawet nie przeszkadzają mi przymglone poranki.

Dopada mnie coraz bardziej wisielczy nastrój.
I poczucie: "Czy jeszcze coś mnie zdziwi, zaskoczy?".

Dzisiejsze popołudnie - wreszcie trochę spokoju.
Wyciągam ulubioną filiżankę z lawendowym wzorkiem.
I opijam się herbatką pomarańczowo - cynamonową.

Do zaczytywania się: Alice Munro - "Za kogo ty się uważasz?".

niedziela, 16 października 2016

Nastawienie psychiczne.

Przeziębienie złapane pod koniec września długo się za mną ciągnęło.
Dopiero teraz, powoli, zaczynam żegnać się z uporczywym kaszlem.

Dni coraz zimniejsze, coraz bardziej wietrzne.
Może to już czas schować rower na strych?
Rozsądek podpowiada żeby wyciągnąć czapkę.
I nastawić się psychicznie na czapkę, szalik, sweter.

Ostatnio wzięłam się za porządki.
Takie generalne i bez sentymentów.
Mam za dużo wszystkiego.
Czuję się ... zagracona.
Wyrzucam, rozdaję.

niedziela, 2 października 2016

Wolniej.

Październik zaczął się mgliście.
Sobotni poranek utonął w solidnej, mocnej mgle.

A ja - zwolniłam.
Nie miałam wyjścia.
Tak podpowiadał rozsądek.
W ciągu tygodnia dopadło mnie przeziębienie.
To ... tylko przeziębienie ale organizm odmówił współpracy.
Powrót pieszo z drobnych zakupów był jak wyprawa w Himalaje.
Odpuściłam sobie codzienne, popołudniowe rowerowe "wyprawy".
Musiałam "przysiąść", przystopować, zwolnić na pierwszy bieg.
Plusem jest to, że nadrobiłam nieco zaległości czytelniczych.

poniedziałek, 26 września 2016

... what if ...

... everything' s fine
when you let it flow
What if, What if
I'll be only myself...
[Rita Pax - "What If"]

Wstaję dziś wcześnie.
Jest za dziesięć szósta i jest jeszcze całkiem ciemno.
Czy to naprawdę jest już rano a może jeszcze noc?
Rozjaśniać się zacznie dopiero za kilkanaście minut.
Zerkam na ten poranek z niebem zaciągniętym chmurami.
Zanim jeszcze zacznie się kolejny pospiesznie zaganiany dzień.
Lato się kończy gdy zaczynają się przytłaczająco ciemne poranki.

Mimo wszystko - ten ciemny, ponury poranek wydaje mi się uspokajający.
Powtarzam sobie: "Nie przejmuj się na zapas, nie przejmuj się za innych".
Nie przejmuj się, poczekaj, przeczekaj, odpuść sobie, może nic na siłę.

"Chodzą" za mną piosenki zespołu "Rita Pax".
Zespół, który odkryłam całkiem niedawno.
I dlaczego wcale nie słychać ich w radio?
Zamiast tego jesteśmy nękani chłamem.

wtorek, 20 września 2016

A gdyby ...

"Dziwna rzecz z tymi rzekami i drogami – rozmyślał Ryjek. – Widzi się je, jak pędzą w nieznane, i nagle nabiera się strasznej ochoty, żeby samemu też się znaleźć gdzie indziej, żeby pobiec za nimi i zobaczyć, gdzie się kończą…"
["Muminki"]

W sobotę - pojechałam do P. na wymianę książkę.
Zawiozłam część własnych książek i zdobyłam nowe do czytania.

Całą niedzielę zajmowali mi goście.
Są mili i ... tak radośnie optymistyczni.

Poniedziałek zaczął się przenikliwie chłodnym porankiem.

A dzisiaj - dzień minął za szybko, za męcząco.
Kolejny dzień, który minął na tysiącu spraw.

G. jest jedną z najbardziej męczących osób jakie poznałam.
W jej towarzystwie odkrywam u siebie wciąż nowe pokłady cierpliwości.

A gdyby rzucić wszystko i zniknąć?
Gdyby wreszcie zrobić sobie te cholerne wakacje?



poniedziałek, 12 września 2016

Potrzeba wakacji.

Poniedziałek rano.
Już jestem zmęczona.
A przede mną poniedziałek, wtorek, środa, czwartek, piątek, sobota i niedziela.
A potem kolejny poniedziałek, wtorek, następne dni - i mam już całkiem dość.

Potrzebuję wakacji.
Długich.
Daleko stąd.

Czekałam na wrzesień.
Myślałam, że wreszcie złapię oddech.
Nic z tego, dni mijają w zawrotnym tempie.
Wrzesień zaczął się absurdalnie i za szybko.
Jestem coraz bardziej zmęczona.

piątek, 26 sierpnia 2016

Dziewczyna na wrotkach.

Parę dni temu jadę autobusem.
Utknęłam, jak zwykle, w popołudniowym korku.
Stoimy na wiadukcie nad torami kolejowymi.
Zerkam przez okno, książkę odkładam na kolana.
Przyciąga mnie widok jaki niedaleko widzę przez szybę.
Przy torach jest spory dwupoziomowy parking dla samochodów.
Na dachu parkingu jest płaska przestrzeń, na niej kilka budek, latarni.
I na tej sporej przestrzeni jeździ dziewczyna na wrotkach.
Bardzo sprawnie robi różne piruety, kółka, slalomy.
Wygląda jakby jeździła na łyżwach na dachu parkingu.
A ja zastanawiam się: jak ona tam się dostała? którędy weszła?

Któregoś dnia niespodziewanie doleciał mnie zapach kawy.
Takiej mocnej, aromatycznej, najzwyklejszej kawy.
Czasem wydaje mi się, że zapach kawy jest lepszy od jej smaku.
I okazało się, że to  J., w aneksie kuchennym, robiła sobie kawę.
Zapach nie wziął się nie wiadomo skąd, nie wyobraził mi się.

Ostatnio niektóre poranki są lekko zamglone.
Taką mgłą, że mogłaby się wydawać, że jej nie ma.
A dziś - niebo jest takie niebieskie, że aż razi w oczy.
Pogoda tak idylliczna, że aż trudno uwierzyć, że prawdziwa.

Do czytania: Haruki Murakami - "1Q84".

sobota, 20 sierpnia 2016

Przytłaczający optymizm.

W. czy K. są mili i optymistyczni.
Wciąż radośnie paplają, cieszą się ze wszystkiego.
Ale to ich bycie miłym, optymistycznym staje się męczące.
Ten ich radosny, niekończący się optymizm wydaje mi się przytłaczający.
I to na tyle, że zaczynam mocno kombinować jak odpocząć od K. i W.
Odpocząć od ciągłych wybuchów śmiechu, ich mówienia bez końca.

Do zaczytywania się: Piotr Milewski - "Dzienniki japońskie. Zapiski z roku królika i roku konia".

środa, 10 sierpnia 2016

Uspokojenie myśli.

Już środa - jak to możliwe?
Gdzieś zgubiłam poniedziałek i wtorek.

Muszę uspokoić myśli.
Wszystko sobie przypomnieć.
Wpadłam w kołowrotkowy bieg.
Za duży pośpiech, za mało czasu.

Poniedziałek.
Wpada S. z J.
J. to pocieszny 11 - miesięczny maluch.
J. ma 200% energii, jest bardzo absorbujący.
Nie nabiegałam się, nie robiłam nic nadzwyczajnego.
Mimo wszystko - czułam się padnięta po ich wizycie.

Wtorek.
Rajd po urzędach, niekończące się kolejki.
Zniechęcająca opryskliwość pani z Urzędu Skarbowego.

Dzisiaj.
Już środa.
Szary dzień z siąpiącym deszczem.
Nastrój - zmokły, przyklapnięty.

sobota, 6 sierpnia 2016

Czy to już?

Początek tygodnia - pokrętny i absurdalny.
Zaskakiwała mnie absurdalność drobnych zdarzeń.

Czy to już jesień?
A może raczej bliski koniec lata?
Ale gdy mijam jarzębiny one coraz mocniej się czerwienią.
Poranki, mimo, że słoneczne, są czasem tak bardzo przenikliwie chłodne.
Dziś rano na stoisku z kwiatami widziałam wystawione wrzosy i drobne chryzantemy.
Może właśnie obserwując kwiaciarzy najbardziej widać zmiany w porach roku?
Jest dopiero początek sierpnia a drobnymi kroczkami pojawiają się wrzosy.

Do czytania: "Uwięziona dusza. Pamiętniki" Lucy Maud Montgomery.
Pamiętniki pisarki nie są tak lekkie i optymistyczne jak jej książki.

No właśnie, mam z Montgomery taki sam problem jak wtedy gdy czytałam dzienniki Plath czy Woolf.
Czy powinno publikować się dzienniki, listy osób znanych jak choćby w przypadku Plath, Woolf i innych?
Rodzina z jakichś powodów godzi się na publikację w mniej lub bardziej lub bardziej ocenzurowanej wersji.
Chyba niewiele osób pisze dziennik ze świadomością, że po jej/ jego śmierci będą opublikowane?
Czy ktoś chciałby żeby później mnóstwo ludzi z wypiekami na twarzy czytało jego zapiski, listy?
Czy nie jest to może wchodzenie z przysłowiowymi "butami" w czyjeś życie?

sobota, 30 lipca 2016

Chyba.

Któregoś przedpołudnia pojechałam do P.
Kiedyś bywałam w tym mieście bardzo często, niemal codziennie.
Teraz - jestem zwykle okazjonalnie, turystycznie, bez większego celu.
Niedawno pomyślałam, że P. jest miejscem do którego nie mam po co wracać, nie mam tam czego szukać.
Ale pojechałam, czasem szukam nie wiadomo czego, szukam zagubionego entuzjazmu i małych zachwytów.
A potem przeglądam zrobione tam zdjęcia, większość w moim ulubionym kolorze sepii.

Od dłuższego czasu jestem w ciągłym pośpiechu.
Za dużo do zrobienia, za mało czasu.
Chciałoby się zrobić wszystko.
To, i to, i tamto - a nie da się.
Efekt:
-wciąż jestem zmęczona,
-wciąż męczy ból głowy,
-brak entuzjazmu.
Chyba gorzknieję.
Jak to się stało?

sobota, 23 lipca 2016

Skrawki.

E. znów się przeziębiła.
Kicha, kaszle, przestaje mówić.
Jej torba z lekami wciąż pęczniała.
I co najgorsze - E. rozsiewa zarazki.
I tylko udaje, że nic się nie dzieje.

No i jest jeszcze B.
B. jest miła, strasznie miła.
B. może wykończyć "byciem miłą".
W pewnym momencie chce się od niej uciekać.
Jest jest taki rzep, który nie chce się oderwać.

Przemykam szybko pomiędzy blokami.
Czasem słyszę skrawki czyichś rozmów - kilka słów, zdań.
To tylko głosy dochodzące z balkonów, uchylonych okien.
Nie mam pojęcia kim są ci ludzie, nawet ich nie widzę.

Któregoś poranka widzę panią spacerującą ze swoim psem.
Pani ciągle ogląda się na swojego pupila, który ma zdjętą smycz.
Jamnik jest całkiem tłuściutki i ma minę: "Nie chcę spacerować, muszę odpocząć".
Gdy podbiega wreszcie za swoją panią cały się trzęsie a uszy wachlują mu na wszystkie strony.

Ostatnio męczą mnie bóle głowy.
Zwykle, bez końca, czają się gdzieś w tle.
Gdzie jest granica między bólem głowy a migreną?

Do czytania: Alain de Botton - "Sztuka podróżowania".

niedziela, 17 lipca 2016

Spotkania.

Rano zapatrzyłam się na kalendarz ścienny w kuchni.
Jak to możliwe, że jest już 17 lipca?
Dni mijają zdecydowanie za szybko.

W ciągu tygodnia - spotkanie z A., E. i K.
Od zbyt dawna się nie widziałyśmy.
Wreszcie udało się nam spotkać.
Teraz - parę przegadanych godzin.
A. - ma skłonności do fantazjowania.
Przynajmniej E. jest konkretna i sensowna.
Za to K. jest śmieszką, słychać ją z daleka.

Ostatnio nie lubię wpadać do S.
Niektóre miejsca i ludzie męczą, wyczerpują.


niedziela, 10 lipca 2016

Autobusowe podglądanie.

1.
Jadąc ostatnio autobusem przyglądałam się pewnej dziewczynie.
Była ubrana w lekką, odkrytą sukienkę [ale nie o to właściwie chodzi].
Sukienka odkryła jej tatuaże - na plecach [mniejszy] i na łydce [większy].
Ten tatuaż zajmował całą łydkę, to był jakiś pokrętnie zawiły wzorek.
Im dłużej się przyglądałam tym trudniej było mi dociec co przedstawia.

Może się nie znam, może nie nadążam "za duchem czasów" ale tatuaże mi się nie podobają.
Większość tatuaży jakie widzę u ludzi wygląda po prostu tandetnie i całkiem fatalnie.
Zastanawiam się czy niektórzy nie zdają sobie sprawy jak źle, szpecąco to wygląda.
Nie mam tatuażu, nie planuję go zrobić i jest mi z tym dobrze.

2.
Tym samym autobusem co ja jeździ ten facet, około dwudziestu paru lat.
Zawsze jest w nosem w jakieś grubaśnej, mądrej książce i nic więcej go nie interesuje.
Czasem zerkam co czyta - ostatnio "przerzucił" się na sensacyjne powieści de Mille'a.

3.
A ja, do zaczytywania się mam:
-"Białe zęby" Zadie Smith
-"Hardą" Elżbiety Cherezińskiej

poniedziałek, 27 czerwca 2016

Zimno - ciepło.

Rano, tuż przed 7.00.
Czekam na autobus.
Przystanek dość szybko zapełnia się ludźmi.
Tak jakby wszyscy "polowali" na ten sam autobus.
Tak samo jak ja.

Czekam te parę minut na autobus.
Plecy lekko owiewa mi przenikliwy, poranny wietrzyk.
A w oczy i twarz razi coraz cieplejsze, mocne słońce.
Dziwne, przelotne uczucie chłodu i ciepła jednocześnie.

niedziela, 19 czerwca 2016

Odliczanie do trzech.

1.
W piątkowe popołudnie wpadam do B.
B. wydaje się aż nie naturalnie ożywiona.
Taka wersja "jestem na pokaz radosna".
Za to J. chodzi sfrustrowany i zestresowany.

2.
Wczesne popołudnie, też w piątek.
Idę ulicą, wracam z urzędu, zbiera się na burzę.
Jedna z mijanych kobiet na chwilę przystaje, patrzy w niebo.
Rozgląda się wokół i stwierdza głośno: "Jeszcze chwila i będzie lało".
Być może chciała poinformować o tym fakcie innych przechodniów.
I rzeczywiście - zanim zanim dotrę do celu zaczyna kropić deszcz.
Wiatr był coraz bardziej porywisty, wciąż rozwiewał mi włosy.
A chmurzyska - coraz ciemniejsze, coraz bardziej skłębione.
A potem - burza, ulewa.

3.
Jestem zmęczona Euro.
Nie interesują mnie mecze, wyniki, kto wygrał a kto nie ma szans.
Ciągle ktoś się dziwi, że nie oglądałam żadnego meczu i nic nie wiem.
Nie wiem, nie oglądam - i wcale nie chcę wiedzieć, nie chcę nic oglądać.
Nie słucham radia, nie oglądam telewizji, w Internecie omijam "sensacyjne" artykuły.
A i tak czuję się "nękana" informacjami słuchając rozmów w biurze, w autobusie.

niedziela, 12 czerwca 2016

Z listy drobnych przyjemności.

Do zaczytywania się: Jonathan Carroll - "Oko dnia".

Do opijania się: kawa o smaku irish creme.

Do objadania się: truskawki z bitą śmietaną.

A potem długie wypady rowerem.
I to najlepiej nowymi trasami.

Poranne wstawanie - nawet jeśli wcale nie muszę.
Ale poranki [i to w czerwcu] mają w sobie coś urokliwego.

Odkrycie ciekawej strony o książkach: http://booklips.pl/

Będąc wczoraj w P. pomyślałam, że niektórych miejsc nie powinno się odwiedzać.
Po jakimś czasie, po iluś latach takie miejsce może tylko rozczarowywać.
Bo za bardzo się zmieniło, nie jest już takie jak się je zapamiętało.
Bo nie ma już tego specyficznego klimatu danej chwili/ okresu.
Ale przynajmniej mam pomysły na nowe opowiadania.

środa, 1 czerwca 2016

Czerwiec.

Czerwiec to proste, szybkie skojarzenia.
Rozkwitający jaśmin odurzający swoim zapachem.
Lawenda, którą suszę i trzymam potem w wazonie.
Czasem żałuję, że czerwiec nie może trwać cały rok.

Czerwiec zaczął się nieco przymglonym porankiem.
Takim szarym porankiem z nisko opuszczonymi chmurami.
Z wilgotnym porankiem i czekaniem kiedy spadnie deszcz.

Czerwiec zaczął się bólem głowy.
To niekończący się ból głowy gdy męczy wszystko wokół.
Stuknięcie szklanki, dzwonek telefonu, jazgotliwy śmiech E.

poniedziałek, 30 maja 2016

Przynajmniej nie zmokłam.

Po południu słońce przypieka, robi się duszno.
W oddali widzę granatowe, burzowe chmurzyska.
Myślę, że może powinnam przyspieszyć kroku.
Żeby zdążyć na autobus i przed deszczem.

Wsiadam w ten sam autobus co zwykle.
W środku dostrzegam kilka znajomych twarzy.
Tak jak ja, regularnie jeżdżą tym autobusem.

Autobus wjeżdża w te granatowe, burzowe chmurzyska.
W szyby tłuką wielkie krople deszczu, w oddali mruczy burza.
Inni pasażerowi pospiesznie zaczynają zamykać pouchylane okna.
W którymś momencie odkładam czytaną książkę na kolana.
Zapatrzyłam się na krople spływające po szybie autobusu.
Gdy dojeżdżam na miejsce po deszczu nie ma śladu.
Jest chłodniej a przez chmury znów przebija słońce.
A ja, przynajmniej nie zmokłam.

poniedziałek, 23 maja 2016

Drobnostki.

Nie ma to jak zapalenie ucha w maju [i mocny antybiotyk w pakiecie].
Ale już po zapaleniu więc wyciągam z powrotem rower po tygodniu przerwy.

Opijam się herbatką yerba mate, nadrabiam zaległości w czytaniu.
Do czytania: Anna Herbich - „Dziewczyny z Syberii. Prawdziwe historie”.

Wciąż zadziwiają mnie M. i E.
Jak to możliwe, że one się dogadują?
M. to taka radosna, energetyczna Smerfetka.
E. wiecznie chodzi gburkowata z nabzdyczoną miną.
Przeciwieństwa w przyjaźni mogą się przyciągać?
Inaczej nie umiem sobie tego wytłumaczyć.

wtorek, 17 maja 2016

Zapach.

Ostatnio dni pachną deszczem.
Tym deszczem, który zaraz zacznie padać.
Mają sinogranatowy kolor kłębiastych chmur.

A gdy zaczynają padać pierwsze kropelki mżawko - deszczu powinnam przyspieszyć kroku.
Nie chce mi się wyciągać parasolki więc powinnam wyciągać nogi żeby szybciej dojść na miejsce.
Oczywiście, że powinnam ale mam już na tyle blisko, że chyba nie chce mi się tak pędzić.
Więc, nie pędzę, nie wyciągam parasolki, przemykam nie przejmując się prawie mżawką.

sobota, 7 maja 2016

Zachwyciki i zadziwienia.

Niebo jest tak niebieskie, że aż razi w oczy.

Ciepły wiatr przyjemnie owiewa gdy jadę rowerem.
Wiatr rozwiewa kłaczki z topoli rosnących u sąsiadów.

Rozkwitają bzy.
Podobają mi się białe bzy.

Tulipany w ogródkach pęcznieją.
Zadziwiają kolorami i kształtami.

Kocur wygrzewa się w słońcu.
Jak długi wyciągnął się na tarasie.

Czytam „Ucztę Babette” Karen Blixen.
Do książki przymierzałam się parę lat temu.
Czytam ponownie i dopiero teraz się zachwycam.

Odkryłam niedawno kawę o smaku czekoladowym.
Próbuję, smakuję, szukam nowych smaków i połączeń.

Targ, dziś rano.
Jedna z pań sprzedaje jajka.
Ma słomkowy kapelusz na głowie.
Wielkie korale z jakichś kamieni na szyi.
Wygląda nieco cudacznie ale rozbrajająco uroczo.

Z nieustannych zadziwień.
Ktoś pisze „pszedszkole”, „lawęda”.
Błędy – rażą, kują mnie w oczy.
Jak można ich nie zauważyć?
Jak ktoś robi błędy tak oczywiste?
Lawenda to nie rzeżucha, grzegrzółka.

środa, 4 maja 2016

Po-majówkowo.

Majówka.
I wreszcie "po" majówce.
Majówka wydaje mi się przereklamowana.
Majówka równa się sztucznie nakręcany przymus grillowania.
[Najpierw grilluj a potem bierz leki na wątrobę i cholesterol].
Nie grilluję bo nie lubię - i też jestem z tym szczęśliwa.
Zamiast grillować wyciągam rower i jadę.
Im dalej tym lepiej.

niedziela, 24 kwietnia 2016

Wymiana książek.

Wczoraj po południu wybrałam się na wymianę książek.
Sporo ludzie "szperających" i "polujących" jak ja.
I każdy trzyma w dłoniach po kilka tłuściutkich książek.
Jakiś pan przyniósł ze sobą dużą, wypełnioną po brzegi skrzynkę książek.
Patrząc na ten tłumek trudno mi było uwierzyć, że Polacy nie czytają wcale lub minimalnie.
Bo przecież ktoś przychodzi na takie wymiany i nie są to pojedyncze, czasem przemykające osoby.
A może przychodzą tylko ci, którym chce się przyjść bo są tym rzeczywiście zainteresowani?

Obejrzałam "Sierpień w hrabstwie Osage" - film o trudnych, rodzinnych relacjach.
Zjeżdża się rodzina, wspólny obiad po pogrzebie i zaczynają "wybuchać" kolejne bomby.
Na początku myślałam: "To kolejny film o pokręconej rodzinie w stylu sarkastycznej komedii".
A później uznałam, że wcale nie jest tak lekko i zabawnie jak na pozór mogłoby się wydawać.

wtorek, 19 kwietnia 2016

Nie na 100%.

Poranek z przygnębiającym, sinoszarym niebem.
Jeden z tych poranków, kiedy nie można pozbyć się myśli: "Gdzie by tu się schować?".
Gdzie by się schować, przeczekać do jutra, zniknąć, nie musieć być na 100%.

Parę dni temu ściągnęłam ze strychu rower.
Do tej pory wykręciłam się sama przed sobą.
Nieciekawą pogodą, przeziębieniem, brakiem czasu, zmęczeniem.
Ale postanowiłam zdecydowanie zacząć wreszcie sezon rowerowy.

Do czytania: "Listy do domu" Sylvii Plath.

piątek, 15 kwietnia 2016

Przemykanie i przytruwanie.

Dni przemykają.
Dni chyłkiem galopują a ja nie nadążam.
Zanim się obejrzę poniedziałek zmienia się we wtorek.
Wtorek staje się środą, czwartkiem, piątkiem.

Dopadł mnie wisielczy nastrój.
Trzymam się wersji: "a co mi tam".
Ile można się przejmować na zapas?
Może już wystarczy?
Może wystarczy.

Zadziwiają mnie B., J. czy E.
Palą - namiętnie, dużo i tak często jak to tylko możliwe.
Palenie integruje - nie ma to jak ploteczki przy papierosku.
Ale to jeszcze nie jest przekonujący powód żeby zacząć palić.
Szybciej otrują mnie dymem papierosowym niż zachęcą do palenia.

środa, 6 kwietnia 2016

Zbieranie.

Zbieram drobnostki.

Poranki straciły swój urok.
Stały się zbyt pospieszne.
Zbyt szybkie żeby przysiąść.
Nawet herbatę wypijam zbyt szybko.

Niespodziewanie dzwoni B., wpadnie.
B. ma skłonność do robienia niespodzianek.
A ja nie lubię niespodzianek, zwłaszcza ostatnio.

Rano idę ulicą.
Wydaje się tak spokojnie.
Trochę mknących przechodniów.
Inni niespiesznie spacerują z psami.
Rowerzyści - coraz więcej i więcej.
Zmieniają się światła na przejściu.
Jeszcze poranny, przenikliwy chłód.
Będzie cieplej ale trochę później.
Niebo jest nieco przychmurzone.
I powiewa wiatr, zaskakująco mocny.
Na tyle, że nie mogę zapanować nad włosami.

Wracam do domu autobusem.
Już się robi popołudniowy korek.
Przez szybę przebija się niewyraźne słońce.
Dobiegają mnie fragmenty rozmów pasażerów.
Siedzę nad "Norwegian Wood" Murakamiego.

Zakwitają wczesne forsycje.
Wszyscy zachwycają się krokusami.
Chyba zapomnieli o forsycjach.

sobota, 2 kwietnia 2016

Kwietniowo.

Ciepło, coraz cieplej.
W ogródkach działkowych - szał.
Mnóstwo ludzi grabi, przycina, kopie i sadzi.

Mój kocur nie potrafi odnaleźć się w tych nowych realiach pogodowych.
Nie wie czy schować się gdzieś w domu czy zanurkować w krzewy na ogrodzie.

Wczoraj po południu w autobusie czułam się jakbym miała się ugotować,
W autobusie działa ogrzewanie, nie da się otworzyć okna.
Zrobiło się ciepło, w autobusie - tłum ludzi i duchota.
Niektórzy ludzie wyglądali na zwiędłych, przyduszonych.

Marzec okazał się męczący i paskudny.
Nawet cieszę się, że zaczął się kwiecień.
Do tej pory raczej nie przepadałam za kwietniem.
I to mimo, że robiło się coraz bardziej zielono i ciepło.
Jednak, ten miesiąc wydawał mi się nijaki, przejściowy.
Zwykle kwiecień umykał mi między marcem a majem.

piątek, 25 marca 2016

To już?

Już piątek.
To już piątek?
Dni mijają za szybko.
Brzmi całkiem banalnie.
Chciałabym móc rozciągać dni.

Stałam dziś w sklepie do kasy z 2 drobnostkami w ręce.
Przede mną szalona kolejka a wokół kłębiące się tłumy.
Ludzie robią zapasy jakby mieli przez tydzień jeść bez przerwy.

Szłam rano "na skróty" przez blokowisko.
Odliczam do góry - wieżowce na 12 pięter.
Zastanawiam się jak ludzie mogą tam mieszkać.
Nie mają wyboru? Mieszkają tam gdzie się trafiło?
Gubię się na blokowiskach, są nie do odróżnienia.
Labirynty alejek i bloków wydają mi się identyczne.

niedziela, 20 marca 2016

Może.

Może ostatnio było zbyt pięknie, zbyt spokojnie.
Więc żeby nie było ... bywa mniej spokojnie.

Cały tydzień męczy mnie przeziębienie.
Biorę leki i zamiast lepiej to czuję się coraz gorzej.
Nie mogę pozwolić sobie żeby zwolnić tempo, "pochorować".
Więc - chodzę, robię, wciąż w biegu i staram się przetrwać.
A może bardziej - przeczekać i przeżyć ten kaszel, ból zatok.

To zaganianie, w które wpadłam, też muszę przetrwać.
Przyzwyczaić się do niego, oswoić taki a nie inny stan rzeczy.

Wczesną wiosną wracam do czytania "Mistrza i Małgorzaty" Bułhakowa.
A tymczasem kupka książek do przeczytania wzrasta i czeka na swoją kolej.

Ostatnio jakoś trudno u mnie o entuzjazm albo chociaż mały zachwycik czymkolwiek.
Może to zmęczenie, przeziębienie, przesilenie wiosenne lub wszystko razem wzięte.

Czasem mam ochotę odpocząć od innych ludzi i ich ciągłego chcenia czegoś.
A może czas choć na chwilę porządnie się schować i złapać oddech?

"Lubię się schować na jakiś czas
I jakoś tak, nienaturalnie
Trochę przesadnie, pobyć sam
Wejść na drzewo i patrzeć w niebo"
[Myslovitz - "Długość dźwięku samotności"]

poniedziałek, 14 marca 2016

Ciśnienie i przytłoczenie.

Koszmarny poranek z szalejącym, wysokim ciśnieniem i bólem głowy.
Miałam ochotę położyć się gdziekolwiek, próbować wszystko przeczekać, nie ruszać się.

Entuzjazm B. wydaje mi się niemal przerażający.
Aż mam ochotę powiedzieć jej: "Przyhamuj, opanuj się".
Ja czuję się już tylko zmęczona, przytłoczona i bez energii.

A w ogóle to zaczął padać śniego - deszcz.

środa, 9 marca 2016

Mgliście.

W. bywa już czasem nieznośnie natrętna.
Męczy "zestawem dobrych rad i pomysłów".

W nocy męczyły mnie jakieś pokręcone sny.
Z gatunku tych po których rano wstaję jeszcze bardziej zmęczona.

Mglisty poranek.
Niby nic nadzwyczajnego.
Jeden z wielu mglistych poranków jakie widziałam.
Ale dzisiaj miałam ochotę zniknąć w tej gęstej mgle.
Zniknąć, za jakiś czas wrócić i znów zacząć od punktu "start".

środa, 2 marca 2016

Tytułem wstępu.

W pierwszej notce chyba trzeba trochę o sobie.

Pewien A. stwierdził kiedyś: "Jesteś jak Mała Mi".
Ta jedyna w swoim rodzaju Mała Mi z "Muminków".
Nie wiem czy A. wiedział co mówi ale zakładam, że tak.

Dużo czytam.
Trochę piszę.
Robię zdjęcia.

Bardziej herbata niż kawa.
Jeśli herbata to zielona, czasem owocowa.
Jeśli kawa to z cynamonem lub kardamonem.

Mam skłonność do suszonej lawendy.
Do cynamonowych świeczek zapachowych.
Do zapachu jaśminu w czerwcu.

Wolę chodzić niż jeździć rowerem.
Wolę wsiąść na rower niż do samochodu.
Mam prawo jazdy i czasem z niego korzystam.

Wciąż nie mogę się zdecydować czy wolałabym zamieszkać w Londynie czy w Pradze czeskiej.
Pewnie skończyło by się wersją pół roku tu, pół roku tam.