sobota, 29 grudnia 2018

Z ostatnich dni.

Święta minęły nadzwyczaj spokojnie.
Przede wszystkim - na bardzo długich spacerach.
A spotkanie rodzinne w L. - miło i bez zgrzytów.

Kilka dni temu mijałam na ulicy, może, około10 - letniego chłopca.
Jechał rowerem a w ręku, za sznurek, trzymał biały balonik.
Widok - był nieco absurdalny ale i uroczy.

Jestem zmęczona nieustannymi słownymi wojenkami między J. i G. [i nic nie rokuje zmian, poprawy].
Teraz całą złość i żółć G. zaczęła przelewać na D. [która, niestety, ale po części zasłużyła sobie na to zostawiając "mały bałaganik"].

Z ostatnich serialowych odkryć - "Ania, nie Anna".
Ciekawa jestem co powiedziałaby L. M. Montgomery o tej serialowej Ani z Zielonego Wzgórza i innych postaciach.
Ta Ania nieco różni się od swej książkowej imienniczki a serial jest wiele bardziej szczery [brutalny?] niż powieść.

Do zaczytywania się - "Saturnin" Zdunka Jirotki (M. - dziękuję za świetną książkę!].

poniedziałek, 17 grudnia 2018

Beton i asfalt.

Wybrałam się wczoraj na długi spacer trochę za miasto.
Coraz mniej domków jednorodzinnych, idę leśną ścieżką.
I tylko mijam z rzadka innych spacerowiczów z ich psiakami.
Jest cicho, idyllicznie a śnieg, który dopiero spadł, dodaje uroku.

I nie mogłam się pozbyć myśli, że wielu ludzi boi się tzw. „natury”.
Spacer nad rzeką, lasem, łąka, piasek czy owad – wyzwala w nich przerażenie.
Może dlatego, że wiele osób zrobiło się zbyt wygodnych,  zbyt wychuchanych.
Wsiadają w samochód a potem szukają w nerwach miejscach do parkowania.
A wystarczy założyć czapkę i przejść się, okaże się, że jest szybciej, spokojniej.

Za bardzo otoczyliśmy się betonem i asfaltem, często ani kawałka trawnika – tylko chodnik, jezdnia.
Żyjemy wśród okropnych blokowisk, budynków firm i domów jednorodzinnych budowanych jak popadnie.
Efekt – pojawiają się budowlane potworki  a okolica to jeden wielki chaos gdzie nic do siebie nie pasuje.
W zbyt wieku miejscach wieszane są kolorowe, migające banery, reklamy, które szpecą ulice i drogi.
Czasem widać też jak podwórko, teren przy domu czy firmie – to wielki bałagan, składowisko rupieci.

Za dużo jeździmy samochodem, siedzimy w ciepłym domu/ biurze przy komputerze i sztucznym świetle.
Zapominamy jak wygląda las zimą, jak mróz szczypie w policzki i jakie to fajne zmęczenie gdy idzie się na spacer.

niedziela, 9 grudnia 2018

Prawie ... błotniście.

"Są dwie pory roku na Alasce: błotnista i mniej błotnista"
["Przystanek Alaska"]

Nic mnie tak ostatnio nie ucieszyło jak przesyłka od M.

Dzisiejsza pogoda [nie-pogoda] nie skłania do aktywności.
Mimo mżawki zdążyłam jeszcze "wyprowadzić się" na spacer.
Jest szaro, dżdżysto, teraz całkiem się już rozpadał deszcz.
Krople coraz mocniej i mocniej plumkają o parapet.
Teraz - pora na kolejną filiżankę herbaty i czytanie.

czwartek, 6 grudnia 2018

Z drobnostek.

Grudniowy szron wkradł się dziś na trawniki i ogołocone gałęzie drzew.
Mglisty poranek, być może jeden z wielu, w którym mogłabym zniknąć.

Po południu byłam na poczcie, wysyłałam kilka przesyłek.
Coraz dłuższy ogonek ludzi do jednego okienka, nieprzyjemna atmosfera.
I jedna pani z poczty przy okienku - miota się, burczy, jest zdenerwowana.
Wizyta na poczcie [w okresie przedświątecznym] równa się koszmar?

Patrząc dziś na D. i G. utwierdzam się w przekonaniu, że to ciuchowe zakupholiczki.
Nie ważne jakie ubranie, nie ważne, że panie utoną w długach - ważne jest nowe ubranie.

Do zaczytywania się: Kiran Desai - "Brzemię rzeczy utraconych".
Literatura indyjska a autorka, sposobem narracji, kojarzy mi się z Zadie Smith.

poniedziałek, 26 listopada 2018

Niewyraźnie.

Ostatnie dni mgliste i niewyraźne.
Mam ochotę zniknąć, schować się w tej mgle.

Czuję się coraz bardziej zmęczona.
Coraz bardziej zaganiana i "niewyrobiona".
Chyba czas zadbać o siebie [łatwo powiedzieć].
Muszę poważnie pomyśleć - co odpuścić a co nie.
Nie mogę tak ganiać w kółko za "własnym ogonem".

Parę dni temu jechałam autobusem.
Za mną siedziało małżeństwo w podeszłym wieku.
Mimowolnie skupiłam się na słuchaniu ich rozmowy.
To niezwykłe - słychać było, że wciąż bardzo się lubią.
Rozmawiali z humorem, inteligentnie, kulturalnie.
To budujące.

I aż szkoda, że małżeństwo pewnej K. się sypie.

niedziela, 18 listopada 2018

Zapomniane rękawiczki.

Zima zakrada się małymi kroczkami.
Postraszyła przymrozkami, ostrym, kłującym powietrzem.
Jakby przypominała: "to druga połowa listopada, nadchodzę".
Jakbyśmy całkiem zapomnieli o zimie rozpuszczeni ciepłą jesienią.
A wczoraj - wyciągałam dawno zapomniane rękawiczki, czapkę.

Pewien A. narobił sobie kłopotów.
Traci wszystko - na własne życzenie.
Niby ma dokładnie to o co sam się prosił.
Czy to bezmyślność, czy już mu wszystko jedno?

czwartek, 8 listopada 2018

Przycichłam.

Ostatnio - przycichłam.
Zgubiłam odpowiednie słowa.
Jak właściwie opisać to co myślę?

Ostatnich kilka dnia mijają w zbyt szaleńczym tempie.
Czekam kiedy wreszcie minie ta obłędna bieganina.

I właśnie przez tą bezsensowną bieganinę, tracenie czas na głupoty - tylko mijam się z niektórymi osobami.
To aż dziwne, absurdalne - nawet nie ma możliwości żeby poświęcić komuś choć odrobinę czasu, uwagi.

Więcej jeżdżę autobusami, zwłaszcza po południu.
Podsłuchuję pojedyncze rozmowy w szmerze głosów.

Pogoda właściwie nie - listopadowa, słoneczna.
Nie licząc dni całkiem mglistych, odrealnionych.
Ale właśnie takie dni mają swój urok, są wciągające.

Przez kilka dni nieustannie bolała mnie głowa.
Paskudny ciśnieniowy ból głowy, który wysysał energię.

niedziela, 28 października 2018

Wymiana książek.

Wczoraj po południu wybrałam się na wymianę książek.
Takie wymiany zawsze napawają mnie optymizmem, miło zaskakują.
Sporo ludzi, którzy wiedzą po co przychodzą, są tym zainteresowani.
I jak tu wierzyć ponurym wizjom, że czytelnictwo w Polsce umiera?

Przypadkiem spotkałam się z pewną S. na tej wymianie książek.
S. jest rozsądną, przemiłą osobą i szkoda, że widują się z nią przelotnie.
To jedna z tych osób w towarzystwie których chce się przebywać.

niedziela, 21 października 2018

Jestem?

Kilka ostatnich dni - zbyt mglistych, zbyt sennie niewyraźnych.
A dzisiejsze słońce skłaniało żeby wyciągnąć rower i jechać daleko przed siebie.
Jechałam lasem wciąż zachwycając się mieniącymi się w słońcu jesiennymi liśćmi.

Wczoraj - porządki na cmentarzu w R. bo w kolejnych dniach, przed Wszystkimi Świętymi nie będzie czasu ani możliwości.
Idąc alejką zatrzymałam się przy jednym z nagrobków, moją uwagę przykuło kolorowe zdjęcie młodej, pięknej kobiety.
Zmarła parę miesięcy temu, miała 30 lat, zauważyłam kwiatek z chorągiewką z napisem ZNP [niedawno był Dzień Nauczyciela].
Zaczęłam się zastanawiać - kim była, co robiła, co jej się przydarzyło (z jaką chorobą musiała się mierzyć i czy się z tym pogodziła?).
To nieco ... absurdalne? dziwne? - wróciłam do domu i nie mogłam się powstrzymać, w Google wpisałam jej imię i nazwisko, miejscowość R.
Była polonistką w jednej z okolicznych podstawówek.
I była tak ładna, że powinna zeżreć mnie zazdrość.
No właśnie - ta dziewczyna ... była. Już nie jest.
A ja wciąż ... jestem?

Więcej czytam [zwłaszcza gdy nie mogę spać], trochę porządkuję notatki.

sobota, 13 października 2018

Małe przyjemności.

Dzisiaj - dzień małych przyjemności.
Wystarczy niewiele - by było inaczej niż zwykle.
Drobiazgi, czasem mała rzecz - a może ucieszyć.

Korzystam z wciąż dobrej pogody.
Po południu wyciągam rower, jadę nową trasą.

Obejrzałam w Internecie film "Igielnik".
W pierwszej chwili - film bajkowy, odrealniony.
Później, coraz bardziej i bardziej - film smutny.
Film o rozpadzie rodziny, o trudnych relacjach.

Do zaczytywania się: Anna Kamińska - "Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci. Historia Wandy Rutkiewicz".

czwartek, 4 października 2018

Zaskakujący optymizm.

W ostatnich dniach nie opuszczał mnie paskudny, przygnębiający nastrój.
Jakimś zaskoczeniem był dla mnie ten mój dzisiejszy niespodziewany optymizm.
Byłam aż zaskoczona - jak to możliwe, że mogę mieć jeszcze dobry, lekki humor.
Czy naprawdę umiem się jeszcze śmiać? (a przecież uśmiałam się dziś z drobnostek).
Albo czymkolwiek zachwycić? (co udało mi się podczas popołudniowego spaceru).

Wciąż się zastanawiam jak poradzić sobie z pewną G., która ma okropny charakter.
Jak poradzić sobie z emocjonalnym wampirem (G. jest wyjątkowo trudnym przypadkiem).

Zabrałam się za lekturę "Świata Zofii" Josteina Gaardera.
Książkę po raz pierwszy przeczytałam będąc nastolatką.
Obecnie czytam książkę z zupełnie innej, nowej perspektywy.
Czuję się niemal tak jakbym czytała ją po raz pierwszy.

wtorek, 25 września 2018

Wyprowadzanie się na spacer.

Ostatnio zaczęłam więcej "wyprowadzać" się na spacery.
Codziennie, przez przynajmniej pół godziny, czasem dłużej.
Staram się też nie załatwiać żadnych spraw "przy okazji" w tym czasie.
Spacer to tylko spacer, wietrznie myśli a nie zakupy w sklepie, wizyta na poczcie.

Dzisiaj widziałam na spacerze 2 klucze hałaśliwych, gęgających hałaśliwie gęsi.

Mimowolnie jestem świadkiem niekończących się kłótni J. i G.
Nie jestem pewna czy one kiedykolwiek dojdą do porozumienia.
Nawet słuchanie ich sprzeczek bywa emocjonalnie wyczerpujące.

poniedziałek, 17 września 2018

Nie-czucie się.

W weekend - wizyta W. i K.
Wizyta krótka ale zbyt intensywna.
Niestety, K. jest męczący, krzykliwy.

A mnie niespodziewanie dopadło przeziębienie.
Czuję się źle a właściwie nie czuję się wcale.

niedziela, 9 września 2018

Spokojny poranek.

Chłodny, dżdżysty, mglisty poranek.
Mimo to - wyciągnęłam rower.
Jadę pustymi, sennymi ulicami.
Jest aż nienaturalnie cicho, spokojnie.
Niewielu przechodniów, mało samochodów.
Wszyscy jeszcze śpią, może jedzą śniadanie?
Może to urok niespiesznych niedzielnych poranków?

Z odkryć - w Internecie wyszperałam serial "Rita".

sobota, 1 września 2018

Tyle wystarczy.

Całkiem mglisty, niewyraźny poranek.
Przez chwilę miałam ochotę zgubić się w tej mgle.

Po południu wyszłam na działkę.
Leżak. Książka. Kawa. Tyle wystarczy.
Przez liście orzechowca prześwituje słońce.
I jak uwierzyć, że niedługo zacznie się jesień.
A może wcale nie powinnam się dziwić?
Niektóre kwiaty przekwitły, przysychają.
Liście z niektórych drzew zaczynają opadać.
Coraz więcej jest czerwieniącej się jarzębiny.

Ostatni okres to szarobury zlepek podobnych do siebie, męczących dni.
Szukam spokoju, oderwania myśli, nudy [i wcale nie boję się nudzić].

Wczoraj - J. przygotowała drobne "przyjątko" w małym gronie.
Ale nawet wtedy pewna B. przeszkadzała, robiła zamieszanie.
Niektórzy ludzie są bezczelni, nie mają wyczucia chwili.

środa, 29 sierpnia 2018

Przemykające dni.

Wydaje mi się, że ostatnie dni przeciekają mi przez palce.
Kolejne godziny, dni - przemykają zbyt szybko na drobnostkach.
A ja usilnie próbuję skupić się na tym co istotne, co rzeczywiście chcę zrobić.
Przedzieram się przez te drobnostki, przez to co za bardzo zabierają mi czas.

Wciąż i wciąż męczą mnie bóle głowy.
Może ciągnie za mną to zapalenie ucha?

piątek, 24 sierpnia 2018

Krótko i zwięźle.

Dzisiaj - krótko i zwięźle.

Ostatnio widzę wszystko w czarnych barwach.
Wersja: "szklanka do połowy pusta".
Nie silę się na optymizm.

Ten tydzień był męczący.
Drobnostki wysysały ze mnie energię.

W domu - "drobny remont".
Niby drobny a i tak czasochłonny.

Nie mogę pozbyć się zapalenia ucha.
Czuję się wyczerpana mocnymi antybiotykami.

wtorek, 14 sierpnia 2018

Zachwyty i marzenia.

Ostatnio zaskoczyła mnie pewna J. - zrobiła się spokojniejsza, milsza.
Nie mogłam się nadziwić - jak to możliwe, że ktoś taki jak ona łagodnieje?

Wczoraj - wybrałam się do kina na "Księgarnię z marzeniami".
Piękny, spokojny i kameralny film - i nie więcej już nie potrzeba.

Film wypatrzyłam w niewielkim studyjnym kinie "Kultura".
Od dłuższego czasu odwiedzam tylko takie kina - niewielkie, klimatyczne z ambitnymi filmami.
Sieciowe kina w centrach handlowych omijam z niechęcią [bezsensowne filmy i kłębiące się tłumy].

Marzy mi się - mieć właśnie taką księgarnię jak bohaterka filmu.

No i nie ma to jak nabawić się zapalenia ucha w sierpniowe upały.

Do zaczytywania się: Paul Theroux - "Stary ekspres patagoński. Pociągiem przez Ameryki".

niedziela, 5 sierpnia 2018

Różności.

Końcówka lipca - przyjemnie powolna, niespieszna.
Za to sierpień - jest zbyt szybki, zbyt intensywny.

Upalnie, zbyt upalnie - ostatnio słyszałam coraz więcej narzekania z tego powodu.
Jest upalnie więc na rower wskakuję nawet o 6.00 rano i wtedy mam szansę odkrywać poranne widoki znanych miejsc.

Dziś w nocy, nad ranem - zrobiło się burzowo.

Przyglądając się parę dni temu pewnej K. pomyślałam, że trudno ją rozgryźć.
Niby ją znam - ale chyba nie do końca, być może kończy się na tym "niby".

W piątek po południu - przyjazd W. i K., wyjechali dziś rano.
Są mili, starają się być mało absorbujący ale i tak skupiają na sobie uwagę.
Niestety, K. bywa męczący a jego wywody i teorie są niestrawne, odstraszają.

Nie mogę spać więc więcej czytam, trochę oglądam [to co wyszperam w Internecie bo na to co oferuje telewizja szkoda czasu].

czwartek, 26 lipca 2018

Zdecydowanie za mało.

Jeden dzień w Pradze czeskiej to zdecydowanie za mało.
Teraz Praga kusi jeszcze bardziej, kusi żeby wrócić na dłużej.
Ile tylko mogłam - zaglądałam w zakamarki czy boczne uliczki.

Męczyli mnie turyści, którzy wciąż i bez sensu pstrykali zdjęcia.
Nie odkrywają nic nowego więc po co im setne zdjęcie tego samego miejsca?
Podobnych zdjęć jest w Internecie mnóstwo a oni tracą czas na idealne ujęcie.
Aby narobić zdjęć, nakupować bzdurek czy albumów, które odłożą na półkę.
I odhaczyć kolejne "tu byłem" ale nie zapamiętają żadnego szczególiku, zapachu.
To tacy bezmyślni turyści, biegnący na oślep, którzy nie wiedzą gdzie są ani po co.

Kilka dni w Karkonoszach - to zdecydowanie za mało.
Tak jak z Pragą - chce się tam wrócić, wciąż odkrywać.

Morze w ogóle mnie nie ciągnie.
Morze mogłoby dla mnie nie istnieć.
Wolę zmęczyć się w górach.

piątek, 20 lipca 2018

"To jest wieczór na ..."

"To jest wieczór na piosenkę - pomyślał Włóczykij. - Na nową piosenkę, która składać się będzie w jednej części z nadziei, w dwóch z wiosennej tęsknoty i której resztę stanowić będzie niewypowiedziany zachwyt, że mogę wędrować, że mogę być sam i że jest mi z sobą dobrze."
[Tove Jansson - "Opowiadania z Doliny Muminków"].

Lipiec wydaje mi się trudny do opisania.
Może przez zbyt wiele drobnostek w zbyt krótkim czasie.
Ale, mimo to, cieszę się, że sporo rzeczy uporządkowałam.
Teraz, z nieco lżejszym bagażem spraw mogę ruszyć dalej.

Snuję plany na wyjazdy bliższe i dalsze [szczególnie dalsze].
Zwłaszcza w miejsca, które "chodziły" za mną od dawna.
Miejsca, które kusiły, ciągnęły, nie dawały "spokoju".

Snuję plany bardzo ogólne, pozwalam sobie na niewiadomą.
Nie muszę odhaczyć koniecznych miejsc "do zwiedzenia".

Zobaczę gdzie zaprowadzi mnie droga i boczne uliczki.

Z małych zachwytów: zerkam przez okno na zachmurzone niebo tuż przez burzą.

środa, 11 lipca 2018

Spotkania i dojazdy.

W niedzielę - odwiedziny D., rozmawiamy o książkach, które jej pożyczam.
Jeszcze długi spacer, D. zachwycała się koszykami na stoisku z wikliną.

W poniedziałek - niespodziewana wizyta M. i T. z dziećmi.
Dwójka rozbrykanych chłopców [4 - latek i roczniak] bywa wyczerpująca.

Dziś - K. która bardzo długo się zasiedziała i bardzo dużo mówiła.

Trasa, którą codziennie jeżdżę samochodem, jest coraz bardziej uciążliwa.
Wciąż roboty drogowe na długim odcinku [plus korki], wczoraj jeszcze wypadek samochodowy.
Zastanawiam się jaką politykę wyznają drogowcy - tak źle coś zrobić żeby poprawiać to za 2 lata?
Gdyby od razu wszystko było zrobione solidnie i porządnie - firmy budowlane nie miałyby pracy.
Coraz bardziej żałuję, że nie mam możliwości przesiąść się w autobus [lub nie musieć dojeżdżać].
Z zazdrością zerkam rankiem na ludzi, którzy mają czas biegać czy jeździć rowerem.

wtorek, 3 lipca 2018

Zmęczenie.

Nie ma to jak wizyta rodzinki.
Niby krótko - przyjazd w niedzielę wieczorem, wyjazd - dziś rano.
Ale to właśnie te krótkie "rodzinne naloty" są najbardziej męczące.
Harmider, pięć tematów jednocześnie, telewizor straszący meczami.
Doszłam do granicy cierpliwości dla rodzinki, byłam nimi zmęczona.
Miałam nawet ochotę wyłączyć korki elektryczne - dość już tego sportu.

Czasem żałuję, że doba nie ma 48 godzin.
Może udałoby mi się skupić na tym co ważne a nie na drobnostkach.
Może zajęłabym się wreszcie tym co muszę wciąż i wciąż odkładać.
Wolałabym zrobić mniej ale dokładniej, uważniej, spokojniej.

Do zaczytywania się: "Lawa, owca i lodowce. Zadziwiająca Islandia" - Agnieszka Rezler.

środa, 27 czerwca 2018

Podchody pod gabinetem lekarskim.

Po południu byłam na wizycie lekarskiej na którą zapisałam się dość dawno temu.
Pod gabinetem - kłębiący się tłumek rozemocjonowanych ludzi - zapisanych i tych nie całkiem zapisanych.
Ci nie zapisani - uskuteczniają różne pomysły i podchody aby tylko przemknąć do środka między kolejką.
Pielęgniarka próbuje zapanować nad tłumkiem, lekarka jest coraz bardziej poirytowana a nikt nie "odpuszcza".
Dochodzi do przeróżnych słownych przepychanych i licytacji, kilka pań szuka winnych robiąc z siebie pokrzywdzone przez los ofiary.
Z jednej strony panie jęczą i narzekają, że są chore a z drugiej strony na widok ruchu drzwi gabinetu nabierają olimpijskiej sprawności.
Dawno nie byłam u lekarza - to co zobaczyłam było nieco komicznie ale i tragiczne.

środa, 20 czerwca 2018

Ulubiony miesiąc - z małym wyjątkiem.

Czerwiec to mój ulubiony miesiąc.
Z wyjątkiem okresu, kiedy jest zakończenie roku.
Nie mogę się doczekać kiedy skończy się ten tydzień.
Czekam kiedy minie to szaleństwo [nie do zniesienia].

G. wróciła z zagranicznej wycieczki - i świat wrócił do normy.
G. znów się piekli, szukając problemów tam gdzie ich nie ma.

Na stronie internetowej pewnej księgarni wyszperałam promocje, przeceny.
"Upolowałam" kilka książek, wczoraj dotarły a ja nie mogę się nimi nacieszyć.

sobota, 16 czerwca 2018

"Kradnę czas".

Ostatnich kilka dni minęło błyskawicznie, zastraszająco szybko.
Przemykanie, wciąż na 5 biegu, tylko czasem łapię drobnostki, rozmowy, pokrętne absurdy.
To tak jakbym "kradła" czas - na to to rzeczywiście istotne, warte uwagi w gąszczu codzienności.
I ten pośpiech a jednocześnie ulotność spraw, rozmów wydają mi się coraz bardziej nienormalne.

Wciąż problemy ze snem a raczej jego brakiem.
Śpię lekko, zdecydowanie za mało.

Wczoraj wieczorem - jeszcze długie rozmowy z B.
To aż nieprawdopodobne jak dużo kłopotów może mieć jedna rodzina w krótkim czasie.

sobota, 9 czerwca 2018

Szklanka do połowy pusta.

Ostatnio widzę szklankę do połowy pustą.

Zgubiłam optymizm - a może mój optymizm wyjechał na wycieczkę z biletem w jedną stronę?
Utknęłam - z poczuciem, że tracę kontrolę nad tym co robię, nie robię, co mogłabym zrobić.

Czy może lepiej udawać, że jest pięknie i cudownie nawet jeśli tak nie jest?
Ale przecież nie można być zawsze uśmiechniętym i zadowolonym.
A może można "odpuścić" coś sobie, przestać się przejmować?
Może byłabym spokojniejsza?

niedziela, 3 czerwca 2018

Minimalizm czy oszczędność?

Jadąc dziś rano zauważyłam na ogrodzeniu tabliczkę z fotografią psa: "Jeśli on cię nie zagryzie, to ja cię zastrzelę".
Pomyślałam: jak to miło świadczy o właścicielach posesji, jacy są uczynni i przyjaźnie nastawieni do innych ludzi.

Kilka dni temu pewna D. stwierdziła, że zostało jej na koncie 6 zł i nie może się doczekać, kiedy wpłynie pensja.
Nieustannie mnie zadziwia, kiedy ktoś mówi jak mało mu zostało pieniędzy [dla mnie to znak, że ów nie umie "rządzić się" tym co ma].
Zaczęłam z D. rozmawiać, która twierdzi, że przy 2 synach [14 i 9 lat] nie da się oszczędzać i wyliczała mi wszelkie potrzeby [mąż dokłada na dzieci].
Rozumiem, że dzieciaki mają potrzeby [w tym szkolne] ale słuchając opowieści D. wydaje mi się, że nikt w tej rodzinie nie umie powiedzieć "stop".
D. jest zakupoholiczką [przez Internet obsesyjnie kupuje ubrania] a jej synowie w sklepie zachowują się jak dzikie zwierzątka łapiąc wszystko w zasięgu wzroku.
D. i jej dzieci przyzwyczaili się do wygodnego życia na "wyższym poziomie", chłopcy mają tak dużo gadżetów, że już sami nie wiedzą co jeszcze by chcieli.
Rozmawiając z D. myślałam, że to może właśnie dlatego zostaje jej 6 zł - bo nikt nie potrafi racjonalnie wydawać pieniędzy, bo zbyt wiele pochłaniają gadżety i bzdurki.
Może jestem zbyt miła, żeby powiedzieć D., że ona zwyczajnie i niestety bezmyślnie przepuszcza pieniądze, że jest kimś na kim inni świetnie zarabiają?

Nie jestem obsesyjnym dusigroszem czy nawiedzoną ascetką, która wszystkiego sobie odmawia.
"Zarządzam" mniejszymi pieniędzmi niż D. i jej rodzina ale na koniec miesiąca nie boję się, że na coś mi zabraknie.
Może dlatego, że zamiast coś wyrzucić i kupić nowe - staram się to naprawić [bo czasem psuje się jakaś drobnostka].
Nie potrzebuję do niczego "wypasionych" gadżetów, nie kupuję drogich ubrań w galeriach handlowych ani wykwintnego jedzenia.
Robiąc zakupy zastanawiam się czy jakieś rzeczy naprawdę są mi potrzebne czy będę je regularnie używać.

poniedziałek, 21 maja 2018

Sezon komunijny.

Maj to między innym sezon komunii.
T., synek pewnej D. miał w sobotę komunię.
W tym przypadku komunia chłopca wydawała mi się hipokryzją.
D. ma pokręconą sytuację rodzinną [nie mogę się nadziwić gdy jej słucham].
Ani ona, ani nikt w jej rodzinie i otoczeniu - nie są religijni - wręcz przeciwnie.
Komunia dla chłopca była czymś niezrozumiałym, nie chodzi do kościoła "na bieżąco".
Z trudem uczył się na pamięć modlitw a siostra zakonna wydawała się męczącą "dręczycielką".
D. powtarza, że nie jest hipokrytką, nie chodzi do kościoła i po odbyciu komunii nie będzie zmuszać do tego dziecka.
G. pytała: "Właściwie po co mały podchodzi do komunii skoro to tylko oprawa i nic dla was nie znaczy?", D. odpowiedziała: "Nie wiem".
Zastanawiam się ile jest takich osób jak D., co zarzekają, że nie są hipokrytami ale jednak są bo godzą się na coś czując presję rodziny/ otoczenia.

sobota, 19 maja 2018

Nieuchwytnie.

Kolejne dni maja mijają mi zbyt szybko.
Dni są nieco nieuchwytne, trudne do opisania.
Próbuję zebrać myśli, uporządkować to co robię.
Może zbyt skupiłam się na banałach i drobnostkach.

Przypadkiem, w piątek, chwilę, porozmawiałam z pewną A.
Zwykle mijamy się na ulicy ograniczając się do uśmiechu, "cześć".
Blisko mieszkamy a tak naprawdę nie ma kiedy porozmawiać.
Trochę szkoda, że niektóre znajomości są zbyt powierzchowne.

piątek, 4 maja 2018

"... if you ..."

Wybrałam się do kina na "Lato 1993".
Film uroczy ale i trochę smutny.
Przypominał mi dzieciństwo.

Przysiadłam w kinowej kawiarni, jest spokojnie, cicho gra muzyka.
W pewnej chwili mile zaskakuje puszczone "If you want me" Markety Irglovej i Glena Hansarda.
Przez uchylone drzwi kawiarni słychać szum wody z pobliskiej fontanny, strzępy czyichś rozmów.

Łapię chwilę, drobnostki.
Szum wagonu metra wjeżdżającego na peron, przeciągi na stacjach.
Ciepły wiatr rozwiewający mi włosy na przystanku autobusowym.

Ostatnie dni mijały mi na przejechanych kilometrach na rowerze i kolejnych stronach książek.

Do zaczytywania się: Haruki Murakami - "Zawód: powieściopisarz".

Mijani na ulicach maturzyści [do rozpoznania w biało - czarnych strojach] przypomnieli mi, że zaczynają się matury.

niedziela, 29 kwietnia 2018

Poszukiwania spokoju.

Ostatnie dni minęły szybko, męcząco, nerwowo.
Za szybko, za męcząco, za nerwowo.

Przez kolejne i pokrętne pomysły D. i G. być może nabawię się nerwicy.
One "szaleją" a dla mnie kończy się to bólem głowy, poczuciem wyczerpania.

Wciąż uczę się dystansu, spokoju ale i "walczenia o swoje".
Szukam spokoju, opanowania, próbuję zebrać myśli.

Dla uspokojenia - wsiadam na rower.
Jadę daleko, odkrywam i wypróbowuję nowe trasy.

Do zaczytywania się: Anna Brzezińska - "Córki Wawelu. Opowieść o jagiellońskich królewnach".

sobota, 21 kwietnia 2018

Zachwyty i wzdychania.

Cudnie i oszałamiająco kwitną forsycje i magnolie.
Zachwycam się każdą forsycją i magnolią jaką widzę.

Po południu pojechałam na wymianę książek.
Miejsce znane, jechałam tam już któryś raz z kolei.
I dziś, jak zwykle słyszałam takie same westchnienia uczestników.
Każdy wzdychał, że według regulaminu można wymienić tylko 10 książek.
Tyle książek, które do kogoś się "śmieją i czekają" a nie można wziąć wszystkich.

czwartek, 12 kwietnia 2018

"Służba zdrowia."

W zeszłym tygodniu - dopadło mnie przeziębienie.
Przez kilka dni łudziłam się, że przejdzie, że dam sobie sama radę.
Przedwczoraj wybrałam się jednak do lekarza, kolejny antybiotyk.

W przychodni - chaotycznie, to aż straszne jak szybko robi się tam jakiś bałagan.
Przy okazji wysłuchałam dość strasznej historii o tym co dzieje się w szpitalach.

Kilka ostatnich dni - spokojniejszych, powolniejszych.
Zajmuję się drobnostkami, nadrabiam książkowe zaległości.

Wciąż uczę się nabierania dystansu do pewnych ludzi, spraw.
Może nie ma sensu "walczyć" z tym czego już nie da się zmienić?

wtorek, 3 kwietnia 2018

Happy End.

W zeszłym tygodniu słyszałam jak wśród wielkanocnych życzeń powtarzały się stwierdzenia: "życzę ci spokojnych, rodzinnych świąt".
Po ostatniej wizycie u rodziny zaczęłam się zastanawiać czy święta lub jakiekolwiek inne spotkania mogą być jeszcze "miłe, spokojne, rodzinne"?
"Są święta więc trzeba spotkać z rodziną" - te wizyty są wymuszone, męczące, pełne banalnych rozmów lub wręcz przeciwnie, gdy komuś "puszczą" nerwy.

Pomysł na wtorkowe przedpołudnie?
Gdzie by się schować gdy chcę pobyć sama?
Wybrałam się do kina Muranów na "Happy End" Michaela Haneke.
Film przygnębiający, z lekkim czarnym humorem, bez happy endu.
Pomyślałam - jak bardzo pokręcona może być jedna rodzina?

Przed seansem mam jeszcze kilkanaście minut.
Przysiadam nad gorącą czekoladą w kinowej kawiarni.
Cicho gra muzyka, jest dość spokojnie, przy stolikach kilka osób.
Podglądam kelnerkę - niespiesznie przyjmuje zamówienia, nie ma tłoku.
Przypadkiem słyszę jak ma na imię gdy rozmawia przelotnie z bileterką.
Zaczynam się zastanawiać kim ona jest [a może ponosi mnie wyobraźnia?].
Gdzie byłaby, co robiłaby gdyby mogła wyjść z pracy i już tu nie wrócić?
Czy zbrzydła jej kawa lub herbata od ciągłego podawania ich w kawiarni?
Czy jak wychodzi z pracy zakłada sukienkę czy dżinsy, woli sandały czy szpilki?

Do zaczytywania się w autobusach [bo ile można patrzeć na te same widoki?]: Paul Therox - "Szczęśliwe wyspy Oceanii. Wiosłując przez Pacyfik".

niedziela, 25 marca 2018

Właściwe priorytety.

Nie ma to jak nabawić się zapalenia ucha.
Może powinnam "podziękować" G. za tą niespodziewaną wizytę u lekarza i antybiotyki.
Gdyby nie jej ciągłe otwieranie okna, wietrzenie i przeciągi - nic by mnie nie złapało.

Od kilku dni nie mogę pozbyć się z myśli pewnej K.
K. ma astmę, alergie, przeróżne i męczące choroby.
Ze względu na to K. zdecydowała się zrezygnować z pracy.
Było jej żal bo chyba polubiła tę pracę ale zawsze jest coś za coś.
Pewna D. patrzyła na K. jak na trzęsącą się nad sobą naiwniaczkę.
Pomyślałam - może K. ma właściwe priorytety, najpierw dba o siebie?
Może czasem nie warto robić nic na siłę, umieć sobie coś "odpuścić"?

Czasem mijałam się z K. na korytarzu.
Czasem zatrzymywałyśmy się porozmawiać.
Zwykle to było parę minut banalnej, przelotnej rozmowy.
Teraz mam poczucie, że zostało jakieś niepodpowiedzenie.
Tak jakbyśmy nie zdążyły porozmawiać o tym co istotne.

sobota, 17 marca 2018

Przereklamowanie.

W zeszłym tygodniu [nareszcie!] wyciągnęłam ze strychu rower.

Wczoraj wieczorem wybrałam się do Teatru Roma na "Pilotów".
Niby wszystko pięknie, efektownie ale mam mieszanie uczucia.
Z jednej strony - przedstawienie można nazwać efektownym.
Z drugiej strony - czułam się nieco już przytłoczona animacjami.
Teatr Roma wyrobił sobie "markę" tworzenia porządnych musicali.
I może dlatego trochę strach powiedzieć, że coś jest przereklamowane?

Odwiedziłam wczoraj, trochę przy okazji, przelotnie, rodzinę S.
Z jednej strony było miło, z drugiej - oni ze wszystkim się "kryją".
Cokolwiek by się nie działo - dorabiają ideologię, lepszą wersję.

Stosik z książkami - zamiast maleć nieustannie rośnie.
I wciąż sama zadaję sobie pytanie: "Co najpierw przeczytać?".

piątek, 9 marca 2018

Jak zostałam Agnieszką.

Wczorajszy poranek.
Wstaję zmęczona ciężkim snem.
Przysiadam jednak na kilka minut.
Postanawiam przestać się spieszyć.
Muszę pozwolić odpocząć myślom.
Wtedy niespodziewanie pojawia się pomysł.
Już wiem co dalej zrobić z pisanym opowiadaniem.
Ostatnio "utknęłam" a teraz wszystko staje się jasne.

Dziś po południu wyciągam awizo ze skrzynki pocztowej.
Na wypisanym awizo wszystko się zgadza oprócz mojego imienia.
Nie wiedzieć czemu według listonosza mam na imię "Agnieszka".
Przecież na oczekiwanej przesyłce od M. dane są w porządku.
Na szczęście - pani na poczcie nie robiła żadnych problemów.

wtorek, 6 marca 2018

Zapachy.

Po południu zaczął padać deszcz.
Szarobure niebo a D. od razu zaczęła narzekać na paskudną niepogodę.
Idę później ulicą, drobna mżawka kłuje mnie w twarz ale nie przeszkadza mi to.
Wilgotne powietrze intensywnie pachniało deszczem, rozmiękczoną ziemią, trawą.
Trudny do określenia zapach pierwszego deszczu gdy chyłkiem skrada się przedwiośnie.

Po 18.00 zachodzę jeszcze do biblioteki publicznej.
Zagłębiam się między regały z myślą - co tym razem wyszperam?

środa, 28 lutego 2018

W międzyczasie.

Dni mijają pokątnie, pospiesznie.
A ja "utknęłam w międzyczasie".

Próbuję zebrać myśli, uporządkować drobnostki.
Nie opuszcza mnie poczucie, że wszystko wokół się rozmywa.

sobota, 17 lutego 2018

Odrobina ciszy.

Wczorajsze popołudnie, wieczór - nieunikniona wizyta W. i K.
K. jest coraz bardziej męczący, nie umie rozmawiać, nie mówi tylko krzyczy.
Mam dosyć jego wykrzykiwanych i coraz to dziwniejszych teorii spiskowych.
Staram się zachować minimum uprzejmości w duchu marząc żeby K. wyjechał.

Całe wczorajsze popołudnie męczył mnie ciśnieniowy ból głowy.
Jedyne czego mi trzeba było to choć odrobina ciszy i spokoju.

Do zaczytywania się: Olga Tokarczuk - "Księgi Jakubowe".
Długo zabierałam się za tą książkę zanim zaczęłam się "przegryzać".

czwartek, 15 lutego 2018

Bezsenność.

Zawsze spałam lekko.
Zawsze łatwiej mi było wstać o 4.00 niż siedzieć całą noc do 4.00.
Jednak - co innego wstać o 4.00 raz, co innego - wstawać regularnie.
W tym tygodniu męczy mnie bezsenność lub jakkolwiek inaczej to nazwać.
Kręcę się, wstaję, "na dobre" budzę się ok. 5.00 i wiem, że to już koniec snu.
Wstaję zmęczona, po południu jestem jeszcze bardziej zmęczona szukając cichego miejsca do schowania się.
Zaczęłam dłużej "krążyć" do domu wieczorami łudząc się, że jak się zmęczę to następnego ranka obudzę się później.

czwartek, 8 lutego 2018

Olśnienia i upiory.

Wczoraj doznałam "olśnienia" [czy jakkolwiek to nazwać].
Wystarczyła drobna sytuacja gdy po południu jechałam metrem.
Niespodziewanie przyszedł mi do głowy pomysł na opowiadanie.
Może wreszcie, po zbyt długiej przerwie, czas wrócić do pisania.

Do czytania na dłuższą podróż autobusem: "Listy do domu" Sylvii Plath.
Na YouTube trafiłam na nagrania wierszy, które czyta poetka, radiowy wywiad z nią.
Pomyślałam, że to nieco upiorne słuchać głosu kogoś, kto nie żyje już od tylu lat.

niedziela, 4 lutego 2018

Spacerowe myślenie.

Dzisiejszy poranek - słoneczny, rześki.
Jednak ta pogoda szybko rozczarowała.
Znów szaro z sinymi, kłębiastymi chmurami.
Wypuściłam się, mimo to, na całkiem długi spacer.
Spokojna okolica, domki jednorodzinne, ogródki.
Trochę leśnych zagajników, kawałek polnej drogi.
Ostre powietrze kłuje w policzki, idę szybkim krokiem.
Zerwałam ususzone trawy, kwiaty, które przetrwały zimę.

Myślę o pewnej K., która okazuje się coraz większą plotkarą.
Jedna z jej koleżanek, znana i mi, zwierza się jej z problemów, przechodziła trudny okres.
K. bardzo ją wspiera, wszystkiego "w zaufaniu" wysłuchuje - a potem to rozpowszechnia.
Ta koleżanka może jest tego nieświadoma, że jej problemy coraz szerzej i dokładniej znane.
A ja wcale nie chcę, nie muszę tak szczegółowo znać jej spraw - opowiadała to do K. a nie mi.
Teraz mijając się z nią, rozmawiając z nią, muszę się pilnować i udawać, że o niczym nie wiem.
Pomyślałam, że K. jest osobą, z którą można porozmawiać o błahostkach  np. "brzydka pogoda".
Bo na pewno nie zwierzyłam się jej z "sekretów" nie wiedząc komu, prędzej czy później, to opowie.

środa, 24 stycznia 2018

W poszukiwaniu powolności.

Ostatnie kilka dni - spokojne, powolne.
Chciałam oderwać umysł od pospiesznych myśli. 
Przestać przejmować się nieistotnymi drobnostkami.
Ale właśnie szukałam tej powolności i nic-nie-robienia.
Wydaje mi się, że niektórzy nie umieją odpocząć.
Bo jeśli nie będą czegoś robić to zawali się świat.

W poniedziałek odwiedziłam "Miau Cafe".
To kawiarnia "zamieszkana" przez gromadkę kotów.
Sądzę, że zachodzą tu przede wszystkim wielbiciel kotów.

Wybrałam się dziś do Kinoteki na "Cudownego chłopca".
To uroczy, optymistyczny a jednocześnie mądry film.

piątek, 19 stycznia 2018

Z małych odkryć.

Za oknem - szaro i biało.
Szare niebo i biała od śniegu - cała reszta.

Ostatnio porzuciłam [i tak rzadko oglądane] filmy/ seriale na rzecz książek.
Z jednym wyjątkiem, gdy niedawno natknęłam się przypadkiem na serial "13 powodów".
Choć rzadko mi się to zdarza - nie mogłam się oderwać, choć serial jest przygnębiający.
I pewnie nie powinny go oglądać osoby z problemami emocjonalnymi.

To aż zaskakujące" - odkryć dawno istniejącą pizzerię w dobrze znanym sobie mieście.
Jak mogłam nie dostrzegać tego miejsca przechodząc wiele razy w tej okolicy?

Z kolejnych "odkryć" - kawa o smaku białej czekolady.
Eksperymentuję, tropię, szukam "nowych smaków".

Kilka minut rozmowy z pewną M.
Mamy identyczne spostrzeżenia co do K.

Do zaczytywania się: Angelika Kuźniak - "Stryjeńska. Diabli nadali".

czwartek, 11 stycznia 2018

Udawanie.

Początek tygodnia - nieco mroźny.
Szron wkradał się na drzewa, trawniki, bramy.
To wystarczyło żeby od razu zaczęły się narzekania.
Że kłódka zamarzła, że trzeba skrobać szyby samochodu.

A dziś, trochę nieśmiało, zaczął prószyć śnieg.

Przyglądam się pewnym D. i K.
Obie - są w niemal identycznym wieku.
I chyba tylko to je w jakiś sposób łączy.
Poza tym - są zupełnie, całkowicie różne.
Tak różne, że bardziej nie byłoby to możliwe.

Owa D. uważa się za pewną siebie, światową osobę.
Patrząc obiektywnie na jej sytuację - nie jest cukierkowo.
Z drobnostek wiem, że ona dużo nadrabia miną, koloryzuje.
Bywa nieciekawie, nie chciałabym się znaleźć na jej miejscu.
D. wciąż się śmieje [niezależnie od sytuacji], jest głośna.
Ale przecież nie można mieć zawsze świetnego humoru.
Jaka właściwie jest D. gdy nie musi się popisywać, grać?
Gdy wraca do domu i nie musi się w kółko śmiać z niczego?

piątek, 5 stycznia 2018

Z postanowień.

Z postanowień na nowy rok: zachować spokój, uczyć się dystansu.
Nie dawać się wciągać w jakieś małe aferki, które wcale mnie dotyczą.

Pewnej D. w ostatnich dniach, w pracy, dużo "zwaliło się na głowę".
Nie mówi nic o tym co myśli, chodzi na papierosa, śmieje się jakby nic się nie działo.
Dobrze się się maskuje a nerwy "puszczają jej" dopiero później, gdy nikt nie widzi?
Zastanawiam się jak to właściwie z D. jest i jak to jest z moim przejmowaniem się.
Może czasem za bardzo przejmuję się drobnostkami a wyobraźnia za mocno pracuje.
A gdy ktoś przychodzi ze swoją sprawą, o czymś opowiada ja już myślę jak mu pomóc.
Czy to empatia czy może głupota, naiwniactwo, które ktoś zacznie wykorzystywać?
Czasem myślę - może ktoś wcale nie chce tej pomocy a jedynie musi się wygadać.