Maj wydaje się być jak lipiec - upalny i burzowy.
Wczoraj - zabiegany dzień, spotkanie z rodziną S.
Dziś wybrałam się do kina - jednego z tych kameralnych, studyjnych - na "Perfect Days".
Film spokojny, powolny w powtarzalności, gdzie nie trzeba wiele mówić, pogodny i mimo tej pogodności - bardzo smutny, samotny.
Czym są dla nas perfekcyjne dni, idealne życie? Im prościej tym lepiej? Na ile wybieramy sobie takie a nie inne życie a na ile to splot okoliczności?