czwartek, 26 lipca 2018

Zdecydowanie za mało.

Jeden dzień w Pradze czeskiej to zdecydowanie za mało.
Teraz Praga kusi jeszcze bardziej, kusi żeby wrócić na dłużej.
Ile tylko mogłam - zaglądałam w zakamarki czy boczne uliczki.

Męczyli mnie turyści, którzy wciąż i bez sensu pstrykali zdjęcia.
Nie odkrywają nic nowego więc po co im setne zdjęcie tego samego miejsca?
Podobnych zdjęć jest w Internecie mnóstwo a oni tracą czas na idealne ujęcie.
Aby narobić zdjęć, nakupować bzdurek czy albumów, które odłożą na półkę.
I odhaczyć kolejne "tu byłem" ale nie zapamiętają żadnego szczególiku, zapachu.
To tacy bezmyślni turyści, biegnący na oślep, którzy nie wiedzą gdzie są ani po co.

Kilka dni w Karkonoszach - to zdecydowanie za mało.
Tak jak z Pragą - chce się tam wrócić, wciąż odkrywać.

Morze w ogóle mnie nie ciągnie.
Morze mogłoby dla mnie nie istnieć.
Wolę zmęczyć się w górach.

piątek, 20 lipca 2018

"To jest wieczór na ..."

"To jest wieczór na piosenkę - pomyślał Włóczykij. - Na nową piosenkę, która składać się będzie w jednej części z nadziei, w dwóch z wiosennej tęsknoty i której resztę stanowić będzie niewypowiedziany zachwyt, że mogę wędrować, że mogę być sam i że jest mi z sobą dobrze."
[Tove Jansson - "Opowiadania z Doliny Muminków"].

Lipiec wydaje mi się trudny do opisania.
Może przez zbyt wiele drobnostek w zbyt krótkim czasie.
Ale, mimo to, cieszę się, że sporo rzeczy uporządkowałam.
Teraz, z nieco lżejszym bagażem spraw mogę ruszyć dalej.

Snuję plany na wyjazdy bliższe i dalsze [szczególnie dalsze].
Zwłaszcza w miejsca, które "chodziły" za mną od dawna.
Miejsca, które kusiły, ciągnęły, nie dawały "spokoju".

Snuję plany bardzo ogólne, pozwalam sobie na niewiadomą.
Nie muszę odhaczyć koniecznych miejsc "do zwiedzenia".

Zobaczę gdzie zaprowadzi mnie droga i boczne uliczki.

Z małych zachwytów: zerkam przez okno na zachmurzone niebo tuż przez burzą.

środa, 11 lipca 2018

Spotkania i dojazdy.

W niedzielę - odwiedziny D., rozmawiamy o książkach, które jej pożyczam.
Jeszcze długi spacer, D. zachwycała się koszykami na stoisku z wikliną.

W poniedziałek - niespodziewana wizyta M. i T. z dziećmi.
Dwójka rozbrykanych chłopców [4 - latek i roczniak] bywa wyczerpująca.

Dziś - K. która bardzo długo się zasiedziała i bardzo dużo mówiła.

Trasa, którą codziennie jeżdżę samochodem, jest coraz bardziej uciążliwa.
Wciąż roboty drogowe na długim odcinku [plus korki], wczoraj jeszcze wypadek samochodowy.
Zastanawiam się jaką politykę wyznają drogowcy - tak źle coś zrobić żeby poprawiać to za 2 lata?
Gdyby od razu wszystko było zrobione solidnie i porządnie - firmy budowlane nie miałyby pracy.
Coraz bardziej żałuję, że nie mam możliwości przesiąść się w autobus [lub nie musieć dojeżdżać].
Z zazdrością zerkam rankiem na ludzi, którzy mają czas biegać czy jeździć rowerem.

wtorek, 3 lipca 2018

Zmęczenie.

Nie ma to jak wizyta rodzinki.
Niby krótko - przyjazd w niedzielę wieczorem, wyjazd - dziś rano.
Ale to właśnie te krótkie "rodzinne naloty" są najbardziej męczące.
Harmider, pięć tematów jednocześnie, telewizor straszący meczami.
Doszłam do granicy cierpliwości dla rodzinki, byłam nimi zmęczona.
Miałam nawet ochotę wyłączyć korki elektryczne - dość już tego sportu.

Czasem żałuję, że doba nie ma 48 godzin.
Może udałoby mi się skupić na tym co ważne a nie na drobnostkach.
Może zajęłabym się wreszcie tym co muszę wciąż i wciąż odkładać.
Wolałabym zrobić mniej ale dokładniej, uważniej, spokojniej.

Do zaczytywania się: "Lawa, owca i lodowce. Zadziwiająca Islandia" - Agnieszka Rezler.