Ciągle słyszę narzekania, że jest:
-za brzydko,
-za mokro,
-za zimno
-i w ogóle jest okropnie.
A ja tylko myślę, że przecież jest październik.
Nie spodziewam się po październiku zbyt wiele.
Nie tego, że będzie mniej brzydko, mokro i zimno.
Nawet nie przeszkadzają mi przymglone poranki.
Dopada mnie coraz bardziej wisielczy nastrój.
I poczucie: "Czy jeszcze coś mnie zdziwi, zaskoczy?".
Dzisiejsze popołudnie - wreszcie trochę spokoju.
Wyciągam ulubioną filiżankę z lawendowym wzorkiem.
I opijam się herbatką pomarańczowo - cynamonową.
Do zaczytywania się: Alice Munro - "Za kogo ty się uważasz?".
piątek, 21 października 2016
niedziela, 16 października 2016
Nastawienie psychiczne.
Przeziębienie złapane pod koniec września długo się za mną ciągnęło.
Dopiero teraz, powoli, zaczynam żegnać się z uporczywym kaszlem.
Dni coraz zimniejsze, coraz bardziej wietrzne.
Może to już czas schować rower na strych?
Rozsądek podpowiada żeby wyciągnąć czapkę.
I nastawić się psychicznie na czapkę, szalik, sweter.
Ostatnio wzięłam się za porządki.
Takie generalne i bez sentymentów.
Mam za dużo wszystkiego.
Czuję się ... zagracona.
Wyrzucam, rozdaję.
Dopiero teraz, powoli, zaczynam żegnać się z uporczywym kaszlem.
Dni coraz zimniejsze, coraz bardziej wietrzne.
Może to już czas schować rower na strych?
Rozsądek podpowiada żeby wyciągnąć czapkę.
I nastawić się psychicznie na czapkę, szalik, sweter.
Ostatnio wzięłam się za porządki.
Takie generalne i bez sentymentów.
Mam za dużo wszystkiego.
Czuję się ... zagracona.
Wyrzucam, rozdaję.
niedziela, 2 października 2016
Wolniej.
Październik zaczął się mgliście.
Sobotni poranek utonął w solidnej, mocnej mgle.
A ja - zwolniłam.
Nie miałam wyjścia.
Tak podpowiadał rozsądek.
W ciągu tygodnia dopadło mnie przeziębienie.
To ... tylko przeziębienie ale organizm odmówił współpracy.
Powrót pieszo z drobnych zakupów był jak wyprawa w Himalaje.
Odpuściłam sobie codzienne, popołudniowe rowerowe "wyprawy".
Musiałam "przysiąść", przystopować, zwolnić na pierwszy bieg.
Plusem jest to, że nadrobiłam nieco zaległości czytelniczych.
Sobotni poranek utonął w solidnej, mocnej mgle.
A ja - zwolniłam.
Nie miałam wyjścia.
Tak podpowiadał rozsądek.
W ciągu tygodnia dopadło mnie przeziębienie.
To ... tylko przeziębienie ale organizm odmówił współpracy.
Powrót pieszo z drobnych zakupów był jak wyprawa w Himalaje.
Odpuściłam sobie codzienne, popołudniowe rowerowe "wyprawy".
Musiałam "przysiąść", przystopować, zwolnić na pierwszy bieg.
Plusem jest to, że nadrobiłam nieco zaległości czytelniczych.
Subskrybuj:
Posty (Atom)