niedziela, 3 czerwca 2018

Minimalizm czy oszczędność?

Jadąc dziś rano zauważyłam na ogrodzeniu tabliczkę z fotografią psa: "Jeśli on cię nie zagryzie, to ja cię zastrzelę".
Pomyślałam: jak to miło świadczy o właścicielach posesji, jacy są uczynni i przyjaźnie nastawieni do innych ludzi.

Kilka dni temu pewna D. stwierdziła, że zostało jej na koncie 6 zł i nie może się doczekać, kiedy wpłynie pensja.
Nieustannie mnie zadziwia, kiedy ktoś mówi jak mało mu zostało pieniędzy [dla mnie to znak, że ów nie umie "rządzić się" tym co ma].
Zaczęłam z D. rozmawiać, która twierdzi, że przy 2 synach [14 i 9 lat] nie da się oszczędzać i wyliczała mi wszelkie potrzeby [mąż dokłada na dzieci].
Rozumiem, że dzieciaki mają potrzeby [w tym szkolne] ale słuchając opowieści D. wydaje mi się, że nikt w tej rodzinie nie umie powiedzieć "stop".
D. jest zakupoholiczką [przez Internet obsesyjnie kupuje ubrania] a jej synowie w sklepie zachowują się jak dzikie zwierzątka łapiąc wszystko w zasięgu wzroku.
D. i jej dzieci przyzwyczaili się do wygodnego życia na "wyższym poziomie", chłopcy mają tak dużo gadżetów, że już sami nie wiedzą co jeszcze by chcieli.
Rozmawiając z D. myślałam, że to może właśnie dlatego zostaje jej 6 zł - bo nikt nie potrafi racjonalnie wydawać pieniędzy, bo zbyt wiele pochłaniają gadżety i bzdurki.
Może jestem zbyt miła, żeby powiedzieć D., że ona zwyczajnie i niestety bezmyślnie przepuszcza pieniądze, że jest kimś na kim inni świetnie zarabiają?

Nie jestem obsesyjnym dusigroszem czy nawiedzoną ascetką, która wszystkiego sobie odmawia.
"Zarządzam" mniejszymi pieniędzmi niż D. i jej rodzina ale na koniec miesiąca nie boję się, że na coś mi zabraknie.
Może dlatego, że zamiast coś wyrzucić i kupić nowe - staram się to naprawić [bo czasem psuje się jakaś drobnostka].
Nie potrzebuję do niczego "wypasionych" gadżetów, nie kupuję drogich ubrań w galeriach handlowych ani wykwintnego jedzenia.
Robiąc zakupy zastanawiam się czy jakieś rzeczy naprawdę są mi potrzebne czy będę je regularnie używać.

2 komentarze:

  1. Och, oszczędzanie jest trudną sztuką. Też miewam z tym problem :-) Podobno najgorszy jest syndrom latte, czyli skłonności do kawki na mieście. Faktycznie, przy tych cenach za napój, można szybko popłynąć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Długo i z trudem uczyłam się oszczędzania (i wciąż się na czymś łapię). Po którejś latte na mieście pewnie przychodzi przykre otrzeźwienie.

    OdpowiedzUsuń