W weekend byłam w kinie na filmie "Wolni. Podróż do wnętrza".
Szukałam spokojnego, wyciszającego filmu.
Przeziębienie, problemy z zatokami - wciąż się ciągną.
To absurdalne - kichać i kasłać w środku upalnego czerwca.
Pewien G. wcisnął mi 2 czekolady i bombonierkę w ramach podzięki za drobną przysługę.
Nie chciał słuchać, że nie ma potrzeby by cokolwiek mi dawał a mi niezręcznie było tego nie przyjąć.
Nie jadam słodyczy, sama też nikogo nie uszczęśliwiam czekoladkami jako dodatek do upominku.
Zastanawiam się teraz czy w moim otoczeniu znajdzie się jakiś łasuch, który "uratuje" te słodycze.
Słodycze to neutralny, niezobowiązujący drobiazg - tylko czy, rzeczywiście, to dobry prezent?
Nie narzekajmy potem, że musimy iść do dentysty, że jest problem z cukrzycą albo ubrania są za ciasne.
Słodycze są zwykle tanie i gdyby ludzie świadomie czytali ich skład to pewnie mało kto by je kupował.