niedziela, 5 lutego 2017

Kot, P. i goście.

Piątek wieczorem.
W kuchni świeci się światło, uchylone okno, niech się jeszcze powietrzy.
Zaglądam do kuchni, na chwilę zatrzymuję się, stoję oko w oko z kotem.
Kotem - prawdopodobnie czyimś bo zadbanym, tłuściutkim i bliżej nieznanym.
Kotem, biało - czarnym, mocno futrzastnym, który siedzi na parapecie za szybą.
Kotem, którego zanęciło światło i zapachy dochodzące przez uchylone okno.
Popatrzyliśmy sobie głęboko w oczy i za chwilę kot uciekł w ciemność wieczoru.
Dziś po południu - widzę, że ten sam kot krąży po naszym podwórzu.

Wczoraj na parę godzin pojechałam do miejscowości P.
P. niby [w miarę] dobrze znane, dość "oswojone" miejsce.
A mimo to przykro patrzeć jak staje się coraz bardziej zaniedbane.
Zaniedbane, ponure, obdrapane kamieniczki, okna zabite deskami.
Gdyby tylko komuś chciało się postarać, gdyby chciało się chcieć.
No właśnie - gdyby ... wtedy P. mógłby być ładnym miastem.

Dziś po południu - wpadają [spodziewani] goście.
Jest miło ale po ich wyjeździe padam ze zmęczenia.

A wieczorem zaczął prószyć śnieg.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz