K. rozwodzi się z mężem.
M. ma złośliwego raka.
Od kilku dni próbuję "przetworzyć" te informacje.
I łapię się na tym, jak to możliwe, że ja zajmuję się drobnostkami, idę na zakupy czy na spacer, śmieję się z jakiegoś żartu - a jednocześnie taka K. czy M. są zrozpaczone i w rozsypce.
Wiem, że jakiekolwiek słowa pocieszenia to zwykły banał, którego chciałabym uniknąć.
Do zaczytywania się: Anda Rottenberg - "Berlińska depresja. Dziennik".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz