Chwilami miałam wrażenie, że ludzie robią się jacyś
dziwni.
Tacy nakręceni – aby tylko wyśmiać, pokłócić się, zalać
jadem.
Wybrałam się wczoraj jeszcze na spacer przed 18.00.
To już ta pora, kiedy zaczynała robić się szarówka, niebo
ciemniało.
W domach zapalane są światła a ja mogłam zaglądać w
czyjeś okna.
Szłam spokojną okolicą a uliczki wydawały się senne,
nierealne.
Wracam do lektury „Mistrza i Małgorzaty” Bułhakowa.
Na półce, wśród innych książek, stoi kieszonkowy
egzemplarz Czytelnika z 1973 roku.
Okładka jest płócienna, zniszczona, kartki tak sztywne,
że można przeciąć sobie palec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz