Majówka minęła.
Można odetchnąć.
Nie lubię majówkowego pędu, nakręcenia.
Tych koszmarnych kolejek w sklepach i krzykliwych reklam.
Nie robię gigantycznych zakupów jakby miała wybuchnąć wojna.
Nie grilluję, zbytnio mnie to nie interesuje i całkiem mi z tym dobrze.
"Kupuj kiełbaski i piwo [a potem biegnij po leki na zgagę i kaca]".
Ile majówek się tak kończy?
Przez ostatnich parę dni miałam nieco więcej czasu.
Nadrobiłam zaległości w czytaniu - książka zamiast grilla.
Notowałam pomysły do opowiadania na małych karteczkach.
Później starałam się posklejać te wszystkie myśli w całość.
Na TVP KULTURA obejrzałam film "Witaj smutku" z 1958 roku.
Te tzw. "stare" filmy mają swój specyficzny, trudny do uchwycenia urok.
Wyciągnęłam rower.
Mimo niesprzyjającej pogody mknęłam przed siebie na rowerze.
Opijałam się białą herbatą o smaku melona i śliwki.
I seans telefoniczny z pewną D.
Potrzebowała pomocy z opornym plikiem i zebraniem informacji do ważnego maila.
Te pierwsze dni maja minęły powoli, spokojnie.
Bez nastawiania się na cokolwiek i zbyt wielkich wymagań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz