W sobotę przyjechali W. i K, pojawili się również B., T. i P.
Wszystko miło, poprawnie i bez wkraczania na grząskie tematy.
Niekończący się szum rozmów, komórka B. wciąż dzwoni a ona ją wciąż odbiera.
W którymś momencie nie chce mi się już śledzić kto, z kim, dlaczego i o czym rozmawia.
Zaczynam tęsknić za ciszą, za nie przekrzykiwaniem się i nie wymuszonymi spotkaniami.
Mam ochotę na chwilę uciec zanim ktoś zauważy, że zniknęłam i wróciłam.
Parę dni temu niespodziewanie zmarł pewien J.
Wszyscy zaskoczeni, z poczuciem: jak szybko i łatwo można umrzeć, z dnia na dzień jak J.
Zaczyna się powtarzanie banałów: po co tak szaleńczo pędzić, denerwować się bzdetami.
Bo kończy się tylko na mówieniu a za chwilę każdy znów wpada w ten swój maraton.
Do zaczytywania się: Sławomir Koper - "Żony bogów".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz