Zapamiętuję chwile, drobnostki.
Smak ulubionych lodów kawowych.
Nagły, mocny powiew wiatru, rozwiewający mi włosy, gdy metro wjeżdża na peron.
Mruczenie kota gdy drapię go za uchem a on leży na ziemi i pręży łapki z zadowolenia.
Zachodzę do kina Muranów na "Sieranevada".
Film długi [trwa 3 godziny] jednak nie nudzę się ani chwili.
Film o rodzinnym spotkaniu, które toczy się swoim rytmem.
Nie tam utarczek [mniejszych i większych] i niespodzianek.
Jadę autobusem, nie mogę skupić się na czytanej książce.
Patrzę na niebo, dopiero co przeszła ulewa, jeszcze kapie mżawka.
Z jednej strony ciągną się ciemne, wielkie, deszczowe chmurzyska.
Z drugiej strony z chmur przebija się słońce a ja czekam na tęczę.
Któregoś ranka jadę rowerem przez park.
Na jednej z ławek siedzi starsza pani.
Rozwiązuje krzyżówkę, pali papierosa.
Czyżby pełna szczęścia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz